nie jestem politykiem, ani dyplomatą. muszę jedynie wspólnie z mężem kierować budżetem domowym, reprezentować swoją rodzinę, żyć tak, żeby patrzeć w oczy dzieciom z godnością, ucząc jej jednocześnie.
nie jestem ekonomistą, muszę zerkając na konto zrobić tak, żeby wystarczyło na chleb, ziemniaki, mąkę niezależnie od tego jak bardzo zajebisty ekonomista rządzi tym krajem.
nie jestem matematycznym omnibusem, moja dusza raczej krąży wokół humanistyki, niż wiedzy ścisłej, choć swego czasu wygrywałam olimpiady z fizyki, a moim dziadkiem był genialny matematyk, ale oprócz tego, że skończyłam polonistykę, skończyłam również mat-fiz i wiem, że za prąd, wodę i gaz trzeba zapłacić i ile. wiem, że 500 plus dla naszych dzieci teraz, będzie dla nich
jakieś 20 000 minus, kiedy będą wybierały profile swoich szkół.
nie jestem wybitnym specjalistą w żadnej dziedzinie, ale często bywam w warzywniaku i wiem, że pietruszka kosztuje 9,50. wiem, że żeby moje dziecko się dobrze czuło, musi jeść chleb droższy, niż najtańszy.
nie jestem wykwalifikowaną kadrą rządzącą, nie mnie zajmować się budżetem państwa, nie mam wiedzy, żeby decydować o czymś tak wielkim, jak pieniądze kraju, ale wiem, że pielęgniarki, które strajkowały w centrum zdrowia dziecka odeszły od łóżek pacjentów. widziałam tych pacjentów. widziałam ich powykrzywiane główki, nóżki, pompy wiszące zewsząd, kable wspomagające życie, worki na siku i kupę, a także odrastające włosy, puste szczęki, bo zęby wypadły, specjalistyczne kamizelki, buty, z dwudziestotrzyprocentowym watem. widziałam dzieci w piżamach, rajtuzach, chustkach na głowach, perukach, dresach, sukienkach, spodniach, kapciach tanich i drogich, butach kolorowych i szarych, jak twarze i oczy rodziców tkwiących przy tych dzieciach. myślących co kupić, kiedy, a także o tym, z czego mogę zrezygnować, żeby dziecku sprawić radość w chuj niewygodnymi bucikami z plastiku, świecącymi i grającymi, na widok których dziecku pierwszy raz od dawna rozbłysły oczy.
widziałam zmęczone matki, wyprutych ojców, porzucone noworodki z amputowanym okiem, płaczące, bez mamy, widziałam ojców odchodzących od szarych matek tych dzieci, ze słowami: "nie dam rady", widziałam wymiotujące dzieci, sine, z torsjami, w ramionach matek, ojców i tych pielęgniarek, o których przed chwilą napisałam, myślałam, że nigdy już ich nie zobaczę, a jednak buciki kilka dni później świeciły w ciemnościach szpitalnego korytarza.
widziałam w tym szpitalu snujące się matki jedzące suchy chleb z czyjegoś śniadania, bo nie miały pieniędzy na nic innego, którym słowo "praca" majaczyło jak jakiś jebany eden.
widziałam o wiele więcej. widziałam ludzi grzebiących w śmieciach w poszukiwaniu jedzenia, widziałam niewidomą staruszkę zbierającą w parku żołędzie i pytającą innej staruszki czy to co zebrała jest jadalne.
co dzień widuję młodzież w zbyt krótkich spodniach, z których wyrosła, ale rodzice nie kupują im nowych, bo i tak do szkoły trzeba będzie kupić.
widziałam umierających ludzi, którzy nie zdążyli z wizytą na nfz.
nie jestem żadną wyrocznią, żadnym specjalistą, żadną wyedukowaną personą. jestem kobietą, jestem matką, jestem człowiekiem, jestem polką.
i brzydzę się rządzącymi swojego kraju.
prezes nie ma dzieci, umrze i chuj. a moje dzieci będą żyły w tej rozjebce, spłacały pomysły rządu, chyba że zawczasu im poradzę, by się stąd zwijały.
jak to możliwe, że robert biedroń zwalnia rzecznika, bo sam da radę, nie przywłaszcza sobie jego poborów, tylko rzeczowo, z godnością i dystansem do siebie pełni swoją funkcję, a banda w moim odczuciu intelektualnych karłów, która za pięćset złotych kupiła głupszą część narodu chce okraść nas na naszych oczach, a my możemy tylko z wkurwa opluć telewizor i wyłączyć internet?
szanowni państwo posłowie, przejdźcie się wy po ziemi, po polskiej ziemi, z której jesteście tacy dumni, po tych dziurawych ulicach, zasranych chodnikach, śmierdzących bramach, zatęchłych przystankach, popatrzcie na żebrzących ludzi, na starsze osoby u lekarza, na głodne dzieci, idźcie sobie do jakiegokolwiek szpitala, powąchajcie zepsutą krew w obdrapanych murach, spróbujcie ich posiłków, postójcie na nogach kilka godzin bez waszych drogich, pięknych garniturów, garsonek i broszek.
a potem oddajcie nasze, kurwa, pieniądze.