środa, 31 lipca 2013

najpierw powoli, jak żółw ociężale.

kładę je spać z uporem maniaka. wmawiam im, że są śpiące, albo obserwuję, że jedna ziewa, a druga już nie śpi ze trzy godziny, a ma trzy tygodnie, tak więc hula już masakrycznie długo, jeśli hulaniem można nazwać leżenie w bujaczku i intensywne machanie po kolei każdą posiadaną kończyną, bądź leżenie na matce jedynej i machanie po kolei każdą posiadaną kończyną, bądź leżenie w łóżeczku i machanie po kolei każdą posiadaną kończyną. jest jeszcze opcja leżenie w wózku i machanie po kolei każdą posiadaną kończyną, jednak od ostatniej naszej ekskursji wózek jest w samochodzie, a ja w strzępach, więc radzimy sobie z tym, co mamy. tak więc kładę je spać. co wyzwaniem jest, nie powiem, bo jedna przy piersi, a druga chce się tulić. tulimy się na boku leżąc i poddając się dziecięcym starszym łapkom i komunikatowi: "kcę cię głaskać, mamo". teoretycznie da się karmić leżąc na boku, z tym, że wtedy pomiędzy dzieckiem starszym a matką jest noworód, który zajmuje teren oraz zwiększa odległość "kłaki matczyne - rączka dzieckowa". opcja przepróbowana jednorazowo, nie da się zasnąć. matka syka, dziecię mniejsze się krztusi, większe denerwuje. opracowałam metodę polegającą na czytaniu starszej bajki przed snem, podczas gdy młodsza spożywa, na wpół śpiącą młodszą kładę sobie na opróżnionej klacie, schodzę do parteru i daję się gmerać po kłakach starszej. kiedy mija jakiś czas, zapocona wyłuskuję się spod dzieci i wzdychając - nie będę ukrywać - z ulgą, udaję się we wcześniej wymarzonym kierunku. kierunek kuchnia, albowiem jest to jedyny moment, kiedy mogę bezkarnie napić się ciepłej w sam raz herbaty, a nie popić wrzątku, jak rano, czy zimnej takiej ajsti, jak wieczorem.
potem następuje co następuje. otóż czekam. z utęsknieniem czekam, aż się obudzą. jasne, że mogłabym w tym czasie poprasować, popracować, pomyć, poprać, posprzątać. ale mam tego tyle i tak bardzo nie wiem, za co się zabrać, że z wyrzutem sumienia robię sobie kolejną herbatę i nie robię nic.
a potem dziewczyny wstają, a mnie się chce siku od tych herbat, ale tak bardzo nie mam czasu się oddalić, by się z tym problemem uporać, że wysikuję się, jak ojciec jedyny wraca z pracy, wieczorem. ale wtedy to już mi się nawet chyba nie chce.

12 komentarzy:

  1. Kurka, piszesz w taki sposób, że szkoda komentować, żeby rytmu nie zaburzyć, żeby się nie wtrącić niepotrzebnie, nic nie wnosząc... A więc: jestem tu sobie, czytam, czyta się dobrze, pisz dalej i sikaj, kiedy tylko możesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. że tak ładnie skomentuję: HEHE, ja nie miałam czasu przy jednym sikać co dopiero przy dwójce :<

    Ale się namęczyłam, żeby tu trafić po filmiku z edziecko.pl! Ale znalazłam Panią.
    dobrze się czyta :)

    podpisano:
    PSYCHOPATA PRZEŚLADOWCA

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę Ci matkojedyna donieść, że piszą o Tobie, oj piszą u Matki Sanepid na blogu :)
    http://www.matkasanepid.pl/zyciowe/zakochalam-sie/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie napisane. Wszystko. Pozdrowienia z Siedlca:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tu przybyłam od Matki Sanepid :) i zostanę i zaległości nadrobię.

    A ja siku robię w towarzystwie Synka i nawet Franio mi klaszcze, jak zrobię ładne siusiu...

    OdpowiedzUsuń
  6. ojej, jak ja serdecznie zapraszam!
    u samej Matki Sanepid?? no, no! :)

    OdpowiedzUsuń