moje życie nie różni się niczym od życia każdego. trwa.
kiedy akurat nie wiszę między drzewami, na których rośnie melancholia, niemoc, smutek, a o które wieczorami ociera się włochata depresja, wtedy następują eksplozje zdarzeń. supernowe przygód.
wychodzą spod ziemi osobliwe przypadki, a na smyczach trzymam skrajności i czasami w którąś stronę mnie szarpnie - a to euforia, a to zwykły, szczekający, gryzący po łydkach wkurw.
po prostu.
wczoraj przyleciałam z nataszą do warszawy. chciałyśmy wsiąść do taksówki korporacji, z którą zawsze jeździmy. patrzę, że kierowca ma zamiar zapalić papierosa, więc, żeby nie zmarnował szluga, lecę biegusiem powiedzieć, że chcemy jechać. a pan mi na to, że on nie jest pierwszy. dwie taksówki przed nami z innej korporacji. chcę z tą, bo jest najtańsza. pytam więc czy nie ma zamiaru nas zabrać. a on, że są inne taksówki. a ja, że chciałam mu dać pracę, której on nie chce. a on, że czemu krzyczę. a ja, że chcę jechać! a on, że krzyczę. a ja, że i chuj.
nie mówię tak przy dziecku. zresztą, przy minus sześć i pół zazwyczaj nie mówię nic. trwało to wszystko zaledwie parę sekund. wtem otwiera się okno następnej taksówki. z innej firmy. pan uprzejmym tonem mówi: proszę, niech pani wsiądzie z dzieckiem.
natasza usadawia się na siedzeniu, przypinam ją, pan, że chyba daleko nie jedziemy, ja że raczej daleko, bo do centrum zdrowia dziecka, natasza jęczy, że ją stopy swędzą, ja próbując rozebrać z kurtek siebie, ją, jakoś się rozpakować z tego wkurwa, zrzucam jej buty z nóg, drapię, ona jęczy, że nie tu, ja jęczę, żeby się sama drapała, pan kierowca dyskretnie ściąga jej buty z czyściutkiego dywaniku między siedzeniami, na który je niedbale rzuciłam. rozpakowałam barłóg, nawet kompaktowy plecak zajmuje trochę miejsca, ubrana jestem na cały dzień podróży i targanie po szpitalu nataszy, więc raczej dżinsy i bluza, wszystko mi wypada, wszystko próbuję upchnąć w plecaku, jedziemy. pan mówi, że zaostrzyły się przepisy i trzeba mieć fotelik dla dziecka, więc jak nas złapią, to on ma pięćset. w swojej wspaniałomyślności palnęłam z resztką wkurwa, żeby jechał tak, żeby nas nie złapali, na co pan w bardzo miły sposób mi odpowiedział, że ma przyciemniane szyby i nie widać kto jedzie.
rozejrzałam się, ach tak.
pan ma przyciemniane szyby, porządek, skórzane siedzenia, nienaganną fryzurę, białą koszulę, eleganckie spodnie i coś do powiedzenia.
"nie może być tak" - zaczyna - "żeby papieros był ważniejszy od człowieka. od matki z dzieckiem na mrozie".
natasza nadal jęczy.
pan daje jej kartkę, długopis i prosi, by narysowała jego taksówkę. natasza przeszczęśliwa rysuje. nic jej nie swędzi, mnie trochę swędzi, jak zobaczyłam nas ubłocone w bardzo eleganckim pachnącym wnętrzu z przystojnym mężczyzną za kółkiem.
od słowa do słowa zaczynamy rozmawiać. z plecaka w domu wyjęłam wszystkie zbędne rzeczy, na szczęście z głowy nic nie wypakowałam. mam głęboką nadzieję, że swoimi słowami nadrobię chaos, jaki wprowadziłam panu w życie od rana.
natasza skończyła rysować taksówkę. "ale ładna" - chwali pan. dziecko wtula się w moje ramię i zawstydzone pod pachę mi szepcze "dziękuję". jest naprawdę ładna. i taksówka, i natasza. jest uśmiechnięte słońce, jak w życiu. na dole podpis "natasza".
pan pyta z klasą czy może wiedzieć co jej jest. ja, zwyczajnie odpowiadam, że onkologia. że chemioterapia od trzech lat.
pan, trzymając jej rysunek, zamarł. "nie wiem co powiedzieć" - zaczął. "nic nie trzeba mówić" - uśmiecham się, jeszcze umiem - "żyjemy, radzimy sobie, jest dobrze".
"natasza" - mówi pan z taksówki - "powieszę ten rysunek w moim domu, żeby mi przypominał o tobie. i jeśli ktokolwiek będzie mówił, że mu źle i czegoś mu brak, to mu powiem, żeby nie marudził".
ja się wzruszyłam, pan ma szklisty głos. popłakalibyśmy sobie, ale może innym razem.
"wie pani, ja jestem anonimowym alkoholikiem i narkomanem." - opowiada - "dziesięć lat byłem na dnie. teraz każdy dzień zaczynam na kolanach prosząc boga, by działa się jego wola, bo moja już się działa i nie było dobrze. postanowiłem sobie, że codziennie będę robił dwa dobre uczynki. choćby to było podanie kurtki kobiecie. co dzień wysyłam znajomym jakieś dobre słowa. szukam odpowiednich myśli i wysyłam esemesy".
przez nas ma jeden naprawdę duży dobry uczynek za sobą.
jedziemy prawie godzinę, naprawdę jest o czym mówić. pan robi telefonem zdjęcia wisły, żeby pokazać mojej córce. ma dwóch synów, starszych niż moje dziewczyny. mówi, że chce napisać poradnik jak zarabiać na taksówce. że codziennie sprząta auto, zakłada do pracy białą koszulę, dba o fryzurę, o siebie, jest pachnący. nauczył się rozmawiać z ludźmi w taksówce. nauczył się słuchać. ma zaklejony plastrem palec - to blizna pośpiechu, kolejna, mówi. pan jest chyba młodszy ode mnie.
"wie pani, dobro wraca". wiem. bardzo to wiem. wszystko wraca. ja bardzo chcę, żeby było to dobro. "wczoraj wiozłem niewidomego, krótki kurs, jakieś tysiąc pięćset metrów. trzynaście złotych. postanowiłem, że nie wezmę od niego pieniędzy. że to będzie mój dobry uczynek. nie chciał się zgodzić, ja nalegałem. w międzyczasie kliknąłem w ciemno następne zlecenie. kiedy w końcu przekonałem go i wysiadł, sprawdziłem to zlecenie. kurs do włocławka za tysiąc złotych".
mam ciary na rękach, każde słowo zamienione z tym człowiekiem jest wartościowe. dostaję książkę z dobrymi myślami.
w końcu podjeżdżamy pod centrum zdrowia dziecka.
"ile pani płaci zwykle za kurs? bo moja taksówka jest klasy biznes".
teraz to widzę. nieskazitelny porządek, jakość, skóra, zapach, woda do picia dla pasażerów, dyskrecja, poziom rozmowy z panem, przyciemniane szyby i odpowiednia cena za kilometr.
mówię, ile płacę zazwyczaj.
pan chce ode mnie tyle samo.
zakładam swoją kurtkę, opatulam nataszę, plecaki na plecy, pan wysiada otworzyć nam drzwi, jest wysoki, przystojny, dobrze ubrany.
wieczorem orientuję się, że wydał mi o dychę za dużo. nie wiem czy to kolejny dobry uczynek, czy niedopatrzenie.
mówiłam, że o nim tu napiszę. jeśli tu zajrzy, to chcę podziękować. i obiecać, że jeśli chce, pomogę mu napisać książkę. tyle umiem, mogę i chcę zrobić sama.
bo dostałam od niego nie tylko bezpieczny, miły i dobry kurs taksówką, ale przyspieszony kurs rozwoju zakończony konkluzją: to od ciebie zależy, którym taksówkarzem w życiu jesteś.