było w moim życiu kilka momentów, kiedy ktoś mnie pytał o autorytet. nigdy nie miałam problemu z odpowiedzią. od zawsze - dziadek dorek.
miałam kiedyś dziadka. tatę mamy. nie wiem, jakie wy macie skojarzenia ze słowami "dzieciństwo" i " w starym kinie", ale ja - "szatan z siódmej klasy". i tam był nauczyciel, który bardzo, bardzo mocno przypominał mi mojego dziadka. również nauczyciela. z tym, że akademickiego. dziadek dorek to był ktoś. był matematykiem. doktorem nauk. zdobył swój tytuł mozolną pracą, a nie był to łatwy czas. maturę zdał dwa razy, bo raz mu powiedziano, że mała wystarczy, by się kształcić dalej, ale nie wystarczyła, więc zdał dużą. kiedy jako młodzieniec z maleńkiej wsi dostał się do gimnazjum im. a. mickiewicza, jako drugi w całym wilnie, nie posiadał się z radości. a kiedy pierwszego września mama odprowadzała go na pociąg, żeby jako jedyny z jej synów i córek kształcił się, dróżnik zapytał czy się nie boją jechać. "a co?" spytała moja prababcia. "a wojna się zaczęła". nie pojechał. kilka lat później siedemnastoletniego dziadka wsadzono do innego pociągu i wywieziono na roboty do niemiec, wtedy po raz ostatni widział matkę, której ktoś powiedział o wywózce, i która biegła do niego z wyciągniętą ręką. której nie zdążył dotknąć, pożegnać, a jechali w takim ścisku, że nie mógł nawet pomachać. przez kraty w maleńkim oknie widział tylko biegnącą rozpacz w chustce na głowie.
kiedy wracał po wojnie, był już zsrr, a dziadek był polakiem, więc go nie wpuszczono. pojechał więc do warszawy, wysiadł, zobaczył fabrykę i poszedł do pracy. do szkoły. na studia. założył rodzinę. rodziców nie spotkał już nigdy.
mój dziadek umiłował matematykę. umiłował w ogóle naukę. każdego dnia zadawał sobie zadania, których nie mógł rozwiązać, rozwiązywał je przez sen, a rano sprawdzał czy dobrze. mój dziadek mówił siedmioma językami. powiedział, że jak zna łacinę, to zna każdy język. wszystkiego nauczył się sam. kiedy ktokolwiek w rodzinie miał kłopot ze zrozumieniem przedmiotu, przyjeżdżał do dziadka, dziadek czytał podręcznik i wykładał materiał. tak nauczył swoją żonę biologii, mojego tatę anatomii, moją kuzynkę statystyki, mnie łaciny.
grał w karty bez kart i w szachy bez figur. pamiętał gdzie co stoi. denerwował się, że jak gra z komputerem w szachy, to komputer się za długo zastanawia. tak długo, że on zdąży pozmywać naczynia i obiad ugotować. bo on zmywał i gotował.
jak nie zdałam matury w terminie (krnąbrna byłam, nie głupia), to mi powiedział, że też nie zdał. tylko dlatego, żeby mnie podnieść na duchu. bo potem dowiedziałam się, że zdał dwie.
kiedy miał osiemdziesiąt lat stwierdził, że matematyka mu się trochę nudzi i teraz się nauczy fizyki.
był to człowiek niezwykły.
miał jedną niegroźną przypadłość - wszystko miał policzone. wiedział, kiedy nie warto jechać autobusem, bo kroków do celu jest tyle, że w korku autobus dłużej będzie jechał, niż on szedł. wiedział, ile samochodów przejeżdża na czerwonym świetle. ot, liczył sobie.
chodząca mądrość, dobroć i inteligencja. zawsze w kołnierzyku i spodniach na kant. elegant.
zawsze byłam humanistką. nawet wtedy, kiedy wygrywałam olimpiady z fizyki i kiedy kończyłam mat-fiz.
dziś sama jestem dziadkiem.
w łazience spogląda na mnie 2,5-centymetrowy optimus prime z plastiku. potykam się o 11-centymetrowe kapcie, mruczę czwarty raz "kurwa mać" pod nosem, kiedy starsze dziecię budzi młodsze. zjeść mają po dziesięć fasolek, a na deser po jednym ciastku z żurawiną. nataszko, wypij jeszcze siedem łyków, zoju, za piętnaście minut pójdziesz spać.
mówią, że miłość jest niemierzalna.
być może.
moja ma odpowiednio - 91 i 78 centymetrów i stale rośnie.
jak mój szacunek do dziadka.
Dziadki fajne są. Mój zabierał mnie do restauracji. Rowerem. Jednym. Bez kosza. Siedziałam na rurze. Mialam jakieś 5 lat i jadłam w tej restauracji z dziadkiem...flaki :-)))
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńMoj Dziadzius umarl, kiedy mialam poltora roku. Nie pamietam Go, pamietam tylko glos nagrany na kasete magnetofonowa. Kasety zaginely w niewyjasnionych okolicznosciach kilka lat temu, glos nadal mam w glowie, choc sie zaciera.
OdpowiedzUsuńPozwalal mi szarpac sie za brwi, nauczyl mnie chodzic (na pasku od spodni, odpowiedniku dzisiejszych szelek dla dzieci), nosil na barana i kochal nad zycie. Tyle wiem ze zdjec i z opowiadan. I placze piszac te slowa, bo bardzo za Nim tesknie.
Matko, mogłabyś sagę rodzinną napisać - o bracie, dziadku.. Poruszasz serce i emocje! Właśnie dziś czytałam "Dzieci z Bullerbyn" i tam był Dziadek wszystkich dzieci z Bullerbyn, co rozdawał ślazowe cukierki. pamiętacie? A mój Dziadek przynosił mi torby książek, teraz sama kontynuuję tę tradycję i swoich dzieci też tego nauczę, jak książki to tylko na kilogramy. Pozdrawiam Cię ciepło!
OdpowiedzUsuńmój dziadek dorek powiedział mi coś, czego będę się trzymać do śmierci. "wnusiu - powiedział - baw inteligentnie". najlepszy!
Usuńto ja przepraszam - warto było czekać :)
OdpowiedzUsuńmuah!
UsuńI ja mam takiego zjawiskowego, wykształconego dziadka... Kocham go strasznie mocno i ogromnie podziwiam. Tamto pokolenie jest wyjątkowe, bo cierpienie ich tak ukształtowało i trud w życiu... I wkur...ia mnie, że taką podłą mają tą starość... Ps. Tekst piękny, a ja humanistka po mat-info:-) I też wszystko licze:-)
OdpowiedzUsuńpiękne to...
OdpowiedzUsuńbez względu na to, czy na swoim blogu piszesz o rzeczach dobrych czy złych, zawsze płaczę;(
bajecznie. lubię, jak tak piszesz. to jest to, te opowieści, które uwielbiam słuchać.
OdpowiedzUsuńChciałabym aby Twój Dziadek był moim. C U D O W N Y...!
OdpowiedzUsuńwspanialy czlowiek...szkoda ze tak niewielu takich
OdpowiedzUsuń