jakoś tydzień temu zostaliśmy z ojcem jedynym zaproszeni do znajomych na trzydzieste urodziny pani domu.
jako że mamy ten czas za sobą, a także uznaliśmy zgodnie, że był to najlepszy czas w naszym życiu, postanowiliśmy się pochichrać i starszej pani kupiliśmy włóczkę i druty.
inni goście postanowili starszą panią odmłodzić i kupili jej seksi-strój pielęgniarki, że w tym wieku to już trzeba jakoś libido do pracy namówić.
ogólnie śmichy-chichy, picie wódki i takie tam.
w okolicach dwunastej mój żal do świata w temacie "w ogóle się nie upiłam" sięgnął zenitu. wtedy to nowy kolega zaprosił nas na rytuał szamański polegający na zażyciu jakiejś tabaki.
miałam dosięgnąć absolutu, ale za szybko pierdolnęłam o ziemię. wijąc się w konwulsjach, owszem, widziałam kogoś w rodzaju boga, ale był nim mój mąż we własnej osobie oraz w moich wydzielinach. ja pierdolę. to naprawdę było dostępne, legalne i zdrowe. ja byłam jedynie chora po tym cała niedzielę. wywróciłam się na lewą stronę, chciałam spektakularnie odejść w zapomnienie i w zapomnieniu, wydając z siebie bliżej nieokreślone dźwięki i takie same produkty przemiany materii. dziękowałam ojcu jedynemu, że a. zdecydował się na życie ze mną, b. trzyma mnie mocnym uściskiem nad kiblem. raz jedna, raz druga myśl brała górę, ale na szczycie i tak były womity.
w niedzielę, kiedy próbowałam ochłonąć, wrócić do życia, ucieszyć się, że to życie jeszcze w ogóle mam, zagorączkowała zojka. ale nie jakieś tam trzydzieści osiem siedem. pojechała na grubo pod czterdziechę. spoko, myślę, wczoraj prawie nie umarłam, po coś jeszcze żyję, damy radę. gorączka nie spada, ja padam, jakoś tak naturalnie, bez zdziwienia.
kiedy po trzech dniach nastawiania budzika na co czterdzieści minut, żeby schłodzić dziecię, bo przeciwgorączkowe nie dawały rady, zoja wreszcie ożyła, padliśmy my. dorośli.
teściówka, którą zawładnęłam sobie do bycia mamą i mąż, którego zawładnęłam sobie tak o, bo fajny jest. i ja, wisienka na torcie, na koniec. spoko, myślę znowu, już raz umierałam w tym tygodniu, dam radę. ale.
jest czwartek. gorączkujemy wszyscy oprócz nataszy. lepiej mi było w poprzednim umieraniu jednak, bo ożyłam na drugi dzień.
a jutro gala blog roku. miałam być świeża, wypoczęta i opalona. będę śpiąca, spuchnięta i czerwona.
dreszcz, który powinien być dreszczem emocji, będzie próbą utrzymania rozgorączkowanego ciała w ryzach. a brak tchu nie będzie przytkaniem z powodu przeżyć, a walką, by w ogóle przeżyć.
mimo wszystko, trzymajcie kciuki.
Dasz radę. Kto jak nie ty☺na marginesie-uwielbiam☺
OdpowiedzUsuńDasz radę. Kto jak nie ty☺na marginesie-uwielbiam☺
OdpowiedzUsuńSpokojnie, DUŻA HERBATA przed i po ;)
OdpowiedzUsuńU nas tak samo gorączkowo z tą różnicą, że ja... To mówisz, że i mnie nie minie? Trzymam kciukasy!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki bardzo,bardzo!Ostatnio obejrzałam wszystkie Twoje filmiki przy karmieniu najmłodszej (notabene szóstej) i to był błąd.Młoda już przysypiala,ale jak podajnik się zaczął trzasc przy próbie tłumienia rechotu,to jej przeszło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie z bardzo dzikiej północy,gdzie czasem białe niedźwiedzie biegają,serio,serio. :-)
Dasz radę!
chcę do Ciebie!
UsuńPadniesz po gali, a jutro trza założyć koronę i wio do przodu 😄🚀
OdpowiedzUsuńDasz radę matko jedyna!! 💛💙💜💚
OdpowiedzUsuńKocham Cie. P.s bo pić i palić to trza umić 😁😉
OdpowiedzUsuńteraz mi to mówisz?
UsuńPowodzenia :) I zdrówka życzę :*
OdpowiedzUsuńpowodzenia!
OdpowiedzUsuńJedziesz zarazić reszte blogerow ????
OdpowiedzUsuńTrzymam trzymam, Matko Jedyna!:-)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :-) pewnie w gorączce też Ci do twarzy, tylko nie zakładaj czerwonej kiecki bo możesz się zlać... W sensie nie że w gacie a z sukienką :-P
OdpowiedzUsuńw tym stanie nic nie jest wykluczone :)
UsuńJa nie mogę wyjść z podziwu. Kobito gdzieś Ty się uchowała. Inteligentna jak mało kto, jajcara nieprzecietna, przy tym gwiazda internetów i tv, doswiadczona przez życie, a mimo to potrafisz wyluzować i po ludzku się "zeszmacic" i jeszcze wszem i wobec sie do tego przyznac. Jesteś moim guru. Mimo ze znam cię jak jaką celebrytke, lubię jak przyjaciółkę :-) bądź. Dawaj mi energię
OdpowiedzUsuńzacytuję dziadka wacka. ze mnie taka celebrytka, jak z mysiej pipy kaptur. o.
Usuńha, ja też miałam dziadka Wacka i on mówił "jak z koziej dupy trąba"
UsuńBędziesz udawała, że omdlewasz ze wzruszenia. Napomknij coś o cerze naczynkowej jako skutku zanieczyszczenia planety to czerwoną gębę też wybaczą. A ostatecznie imprezy masowe powinny mieć zabezpieczenie medyczne więc i nosze się znajdą żeby spektakularnie ze sceny zejść :-)
OdpowiedzUsuńjeśli będzie mi dane powiedzieć coś publicznie, spróbuję wycharczeć dziękuję :)
UsuńA jednak sie podniecilam żeś mi odpisała :-) Swoja drogą ten Twoj ojciec jedyny (a raczej dzieci twoich) to jest dopiero persona. Taki tutaj tajemniczy ale z miedzywierszy mozna wyczytać że to anioł jaki. Taki porządny a rozumie, że i baba resetu potrzebuje.I wspiera jeszcze. Szczesciaraś że on Cie chciał :-)) Moj mimo że sam nie lepszy, wypomina mi jak mnie z panienskiego wyprowadzali (z 6 lat temu), ze niby wstyd.
UsuńTrupie, trzymaj się! :-)
OdpowiedzUsuńMoże trzeba przebrać się za zombie? Wtedy wszystkie niedospania odbierające ciut urody, zostaną pod to podciągnięte, bo "tak ma być"
OdpowiedzUsuńA może jednak stanie się cud.. i poranek niespodzianie wskaże, ze najpierw jest dół, a potem regeneracja błyskawiczna i z nawiązką! Jak tak często mam, że jak już wrócę do żywych i sił nabiorę to jak nowa, jak nowa!
Trzymam kciuki!
loonei.blog.pl
Bardzo gratuluję!
OdpowiedzUsuńMagda, gratuluję serdecznie, bardzo Ci kibicowałam w tym konkursie, bardzo się ciesze, że wygrałaś! :-)
OdpowiedzUsuńgratuluje matkojedyna wygladalas superowo pozrawiam
OdpowiedzUsuńjesteście super, hej.
OdpowiedzUsuńdziękuję.