piątek, 27 września 2013

instynkt.

niedawno u którejś piszącej mamy przeczytałam, że dzieci mają instynkt samozachowawczy. że jak jednego dnia płaczą, to drugiego już nie mogą, bo w jakiś sposób zdają sobie sprawę, że matka je wystawi, jeśli nie na allegro od złotówki bez ceny minimalnej, to chociaż za drzwi. tak więc czekam pokornie na dzień, kiedy zoja się zorientuje, że ma instynkt samozachowawczy i przestanie ryczeć. czekam z utęsknieniem na trzeci października, bo wtedy uroczyście ukończy trzy miesiące, co powinno mi, według wszechwiedzącego Internetu, zagwarantować koniec przygód brzuszkowych, tak więc kupa nie będzie wydarzeniem raz w tygodniu, poprzedzonym trzema dniami bolesnej jej produkcji, nie będzie się hepać, pierdzieć, to znaczy - będzie - mam nadzieję, ale bez prężenia, kwękotu, nocnych czuwań i tak dalej. wtedy sobie mogą iść zęby, bo wiem, że stale coś będzie iść, a najbardziej w strzępy moje nerwy. ale ja zupełnie nie o tym.
dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, a może nawet w gorzowie, były sobie dzieci. małe dzieci. i te dzieci się bawiły, a rodzice tych dzieci również się bawili, ale w drugim pokoju mieszkanka na piątym piętrze wieżowca. wraz z dziećmi i rozbawionymi rodzicami dzieci, w mieszkanku przebywała jedna dama w zaawansowanej ciąży, bawiła się więc mniej, a więcej chodziła sikać. na szczęście. bo idąc raz do toalety, zajrzała do dzieci. zobaczyła dziewczynkę około trzyletnią, sztuk jeden, na parapecie otwartego okna i dwuletniego chłopca sztuk jeden z zaciekawieniem spoglądającego na wyczyny kuzynki. damie zaparło dech, ale wiedziała, że jak krzyknie, to dziewczynka poleci. instynkt samozachowawczy kazał damie bezszelestnie podejść do okna, chwycić dziecko, zamknąć okno i dopiero odetchnąć. 
nie wiem czy potem była bura. w każdym razie bury być nie powinno, a jeśli już, to matka rzeczonej dziewczynki powinna stanąć przed lustrem i zburać je, albo ktokolwiek, kto zostawił dzieci w pokoju z otwartym oknem.
dziś rano stałam w kuchni i gotowałam dziecku kaszę na śniadanie. dzień jak co dzień. dziecko zaś od obudzenia chciało, by mu włączyć baję w komputerze. ja zaś od obudzenia tłumaczyłam, że nie, bo nie, że nie, bo baje się ogląda wieczorem, że nie, bo zaraz będzie śniadanie i takie tam. po pincetnym razie, kiedy usłyszałam "baja", przestałam reagować. ja robiłam swoje, dziecko - swoje, wciąż domagając się, ale jakoś nienachalnie, bai. 
aż wreszcie.
"mama, zobacz co mam". dziecko miało pod pachą komputer. mój nowy, piękny, wygrany, pięciodniowy komputer. "zobacz, co mam". "masz komputer" - powiedziałam głośno - "a ja zawał" - dodałam w myślach. instynkt samozachowawczy i umiejętności nindży (jak się jest matką, to się to po prostu ma) pozwoliły mi na bezgłośny sus i w ułamku sekundy byłam przed dzieckiem trzymając komputer. bury nie było. bai też nie. ale będzie.
baja, of kors.

8 komentarzy:

  1. Może jakaś mała, zawoalowana groźba pomoże obudzić w Małej ten instynkt?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha... Och, jak fajnie piszesz! Dawno się tak nie uśmiałam! "Zapisuję się" do Ciebie bez dwóch zdań! (Moment... właśnie wystukałam ich aż cztery!)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostalas mi polecona i mieli rację....fajnie piszesz! Czytać będę! Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  4. hej, to troche inaczej bylo. ja mialam 4/5 lat i bylam sama w domu. bawilam sie u siebie w pokoju a mama cos tam robila w duzym. A ze mialysmy wyjsc gdzies tam, to zdecydowalam sie sprawdzic pogode. Wdrapalam sie na blat w kuchni i otworzylam okno. Pamietam, ze wyszlam jedna noga na zewnetrzny parapet ale wiedzialam, ze musze byc uwazna. Reszta jak piszesz. Mama zachowala sie jakby nigdy nic. Patrzac na Alexa, mysle, ze takie akcje przede mna

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam tylko jedno dziecko (dziś już czteroletnie) i za największy sukces wychowawczy uważam, to że nie wyrzuciłam jej przez okno ratując się w ten sposób przed utratą zmysłów. Świetny blog, trzymam kciuki za twardą skórę przed hejterami i trollami.

    OdpowiedzUsuń
  6. och matko jedyna...:)) jak ja widze czuje i slysze to wszystko o czym piszesz....:)))mam 22miesieczna Marysie i 2 miesiecznego Jaska...jakbys pisała moje historie niemalze:) gemba mi sie szczerzy cały czas....czytam "cie" od kilku dni w tzw miedzyczasie ale przy tej historii juz musze sie odezwac....u mnie było tak.... z sasiedniego pokoju.."mamo,uki"(dla niewtajemniczonych bajka m.in na youtoube)....-zaraz Marysiu...."mamo,uki"....-chwila tylko przebiore Jaska....uki mamo.........i nagle słysze tuptanie w moim kierunku... mama nie przyszla to ztrobiła to ona....z komputerem rzecz jasna...:))...reakcja zaliczona...egzamin ninja zdany:)).

    OdpowiedzUsuń