lubię zwierzątka. mam dwa kotki, chciałabym pieska. niemniej wiem, że na pieska sobie pozwolić nie mogę, gdyż pieska bym chciała rasowego, ale po pierwsze za dużo mnie w domu nie ma, a po drugie, dla siebie zbytnio czasu nie mam, a co dopiero dla pieska.
ale zwierzątka lubię. moje dzieci też. chodzimy sobie do mini zoo, karmimy zwierzęta chrupkami albo owsem z automatu za złotówkę, głaszczemy co można, a czego nie można - podziwiamy z daleka. od dawien dawna natasza zwierzęta uwielbia, odróżnia geparda od pantery śnieżnej, wie kto mieszka w amazonii, a kto w serengeti.
pewnie kiedyś nadejdzie dzień, że zachcą pieska, ale jeśli będą na tyle kumate, żeby skonstruować taką prośbę, będą również na tyle kumate, żeby zrozumieć ogrom obowiązku, jaki się z tym wiąże, a jakim obarczę ich cudne okrąglutkie łebki.
z natury jestem wkurwiak. choleryk. emocjonalny wezuwiusz. homo nerwus. do szału mnie doprowadza głupota ludzka.
i dziś biegam sobie z córeczkami po placu zabaw, natasza uczy się zwisać z trzepaka, uczy się też wykonać dobry skok na glebę z tegoż, zoja dręczy konia na sprężynie. obie huśtają się na "koniku" tłukąc tyłkami w opony wkopane do połowy w ziemię i nie słuchając mnie, że brody wtedy z daleka od poręczy, bo sobie języki przytniecie. okupujemy także dwie huśtawki, na jednej natasza uczy się techniki samodzielnego huśtania i robi na odwrót, kiedy pokrzykuję "nogi w przód, plecy w tył", "nogi w tył, plecy w przód". obok zojka próbuje wyleźć z huśtawki krzesełkowej. wszystko w sielskiej atmosferze końca lata, pachnących sosenek i świerków, plonów z pobliskich ogródków działkowych. zoja zbiera szyszki, natasza ją rzuca żołędziami, normalne wyjście na plac zabaw.
aż tu nagle, a jakże.
w pewnym momencie kątem oka widzę, jak zojka sięga po coś. po coś nieznanego, po coś ciekawego, po coś niezwykle zajmującego. ponieważ przed chwilą znalazła i roztarła na sobie jakiś owoc wściekle czerwony, wzrok mam wytężony, żeby nie zeżarła czegoś, co jej zaszkodzić może.
jednym susem przyskakuję do niej i w ostatniej chwili odciągam ją od psiego gówna.
kurwa.
wystosowałam od razu na swoim fejsbuczku, jak pewnie większość czytała, króciutki tekścik, zapraszam, by się zapoznać.
nie wiem kto i dlaczego pozwala srać swojemu psu na placu zabaw. jakim imbecylem trzeba być, żeby wyprowadzać tam psa? co: sam ciągnął, a trawka taka ładna? i zadbane? i ławeczki? i te dzieci tak wesoło się bawią, no naprawdę, jakoś tak miło? no, miło, do zesrania.
jeśli już, właścicielu psa, zaprowadziłeś swojego pupila, żeby się wysrał na trawie albo w piaskownicy, gdzie siedzą dzieci, to chociaż po nim posprzątaj, brudasie. wiem, że nikt, kto nie sprząta po psie tego nie przeczyta, bo tu zaglądają ludzie inteligentni i na poziomie, ale muszę to wykrzyczeć, bo mi się jeszcze ręce trzęsą.
weź się jeden z drugim zastanów, bo jak cię spotkam, jak srasz psem na placu zabaw, to cię chwycę za ryj i w tym gównie ci ten ryj umaczam, tak samo, jak pewnie ty uczyłeś swojego psa nie srać w domu.
kurwa!
a może to ja źle robię? może skoro zojka tak lgnie do nieznanego, to w ramach poznawania świata jutro powinnam pozbierać różne psie kupy, niech się dziecko wybawi do syta?
wrrrr!
Ja się nawet swego czasu zastanawiałam, czy nie zaopatrzyć się w zestaw woreczków i na moim osiedlowym placu zabaw nie wysprzątać tych kup. Bo do jasnej cholery już chyba więcej energii wymaga ode mnie pilnowanie moich dzieciów, żeby w to gówno nie wlazły niż podniesienie tego... Ciągle się zbieram i jakoś omijam to miejsce... Może kiedyś... K....
OdpowiedzUsuńmasakra. dzień świra.
UsuńTeż czasem chodzi mi po głowie pomysł Adasia Miauczyńskiego ;-)
UsuńZgadzam sie, jako psiara. Na placu zabaw sie nie sra, obojetnie z jakiego gatunku sie pochodzi. I sie sprzata, to takie straszne nie jest.
OdpowiedzUsuńA pytanie mam takie: co, jesli pies byl bezdomny? :D
Lacze sie w bolu -
zakochana w psach Kasia, co wczoraj czyscila buta z psiego gowna. I buziakuje! :)
Sama wlazłam w psią kupę nie dalej jak wczoraj, goniąc się z Młodym wśród drzew, plac zabaw otaczających. Ale ja o czym innym chciałam. Psy psami, ale nie raz widziałam, jak rodzice i opiekunowie wysadzają na placu zabaw dzieci. Niekoniecznie ostentacyjnie na środku, ale np. fajnie się sika dzieckiem na murek z ławkami na obrzeżu placu, albo do skalnej groty. A 5 metrów dalej rosną krzaczki i tam wybitnie fajnie wysadza się dzieciaka na kupę, wycierając co trzeba chusteczką i porzucając ją na szczycie produktu defekacji w charakterze wisienki na torcie. A zatem, matkojedyna, co, jak to nie psia kupa była?
OdpowiedzUsuńWspolczuje dzieciom, ktore musza uwalniac orke publicznie, pod krzaczkiem. Dla mnie w latach szczeniecych zrobienie siku pod drzewkiem bylo krepujace, nie mowiac o dwojeczce. Nie chcialabym byc zmuszana do sranka na lonie natury... :(
UsuńAno. Już nie mówię, niech sobie dzieciaki obsikują drzewa, czy nawet załatwiają tę nieszczęsną dwójeczkę na łonie natury, tylko nie pod nosem innych, w miejscu zabaw, na litość boską. Plac zabaw jest w parku, więc można znaleźć na tyle odosobnione miejsce, coby i dziecko miało komfort, i inni, i zapach przy nieodpowiednim kierunku wiatru nie dolatywał. A najśmieszniejsze (?), że tuż przy wejściu do parku stoi tojtoj. Parę kroków od placu zabaw.
UsuńHa, właśnie miałam Matce Jedynej napisać, że to może to nie psa kupa była, może dziecka. Nie żebym nie powątpiewała w możliwości właścicieli psów w dostarczaniu rozrywek mas dla mas.
UsuńAle.
Parę dni temu małżonek wziął latorośle na plejgrand, jak mawia nasza Córka w przedszkolu kształcona. Spotkał znajomą z gatunku matka boska niefrasobliwa. Jedno z jej dzieci zachciało kupę To zrobiło. Obok huśtawki, z której zlazło. Ku zadowoleniu matki boskiej niefrasobliwej, co dumna z samowystarczalności dziecięcia swego była.
Dżungla, busz, step, preria.
to była psia kupa. prawdopodobnie niewiele dzieci robi kupę na biało i o średnicy odchodu owczarka.
UsuńWszystkim kupom, sraczom, bezpanskim psom I dzieciom srajacym w niejscach niedozwolonych mowimy NIE. Osobiscie zwrcilam uwage Pani ktora przyszla pieska w hustawce na placu zabaw pohustac. WTF....
OdpowiedzUsuńAch gówna psie! Wczoraj wracałam spacerkiem z dzieckiem w wózku, pod górę, (dziecka kilo 10 i wózka z torbami chyba ze 12), z tym wózkiem to góra jeszcze bardziej stroma. No to jak pchałam, to pod nogi nie patrzyłam. Jak dostękałam do klatki to szok. Tyle gówna na kołach to w życiu nie widziałam. Wszędzie znaki, że kara 150 euro dla niewychowanych właścicieli sraczy, a chodnik w takim stanie. Przez trawe nawet nie szłam przecież! A że szłam po deszczu to to to wszystko jakieś nawilżone było. Dobrze, że mąż w domu był, to mu dziecko podałam. Wzięłam wór i mokre chusteczki antybakteryjne i antywirusowe i ścierać ten shit. A że debilizm prawotwórczy w tym "województwie" ten nakaz sprzątania wymyślił ale bez pomyślunku o postawieniu chociaż jednego śmietnika, to sytuacja jest tylko gorsza..
OdpowiedzUsuńJest na to pewien sposób:
OdpowiedzUsuńhttp://nietypowamatkapolka.blogspot.com/2014/05/ogolnopolska-akcja-nietypowej-oddaj.html
;)
pozdrawiam
Zwierzątka również uwielbiam.Swojego psa uwielbiałam lat 14.Kolejne 2 ryczałam w poduszkę , za nim , po nim.. ale uwielbiam też a raczej przedewszystkim swoje dziecko i gównien za nic bym nie chciała aby jadło.Także po prostu patrzyłam na to tak trochę szerzej niż te pańcie i panowie spacerujący ze zwierzątkami .I nie ma się tu co sadzić na takiego pieska , bo on stawia kloca tam gdzie go nóżki właściciela zaprowadzą .A nóżki leniwe a głowka głupia .
OdpowiedzUsuńPost trafny i sluszny, ale ja cie prosze ten TYTUŁ!!! Tytuł mnie na łopaty rozłozył =) Koszulki mozna z tym robic!
OdpowiedzUsuńprzekażę panu maleńczukowi :)
Usuńaha! to tej pudelsowej piesni nie znam, musze nadrobic!!! prosze, jakich to sie czlowiek pozytecznych rzeczy tu dowiaduje.
UsuńU nas placow zabaw brak za to konskie, kurze i krowie odchody leżą wszedzie wiec dzieciaki musze uczyc od 1 m-ca zycia ze to nietykalne bo sprzatnac tego ani szans ani sensu nie ma a piaskownice zamykana musialam kupic bo koty z wszech okolicy sobie kuwete zrobily i niestety tez sposobu nie byli ach te pupilki :p
OdpowiedzUsuń