albo siedzę zmarazmowana łaknąc powietrza skądinąd niż miejsce, w którym akurat siedzę, choć słowo siedzę to jest archaizm w moim słowniku, albo karuzela kręci się tak szybko, że nie ma jak wysiąść, a ja prawie oddaję zawartość najczęściej i tak pustego żołądka, bo nie mam czasu zjeść. ni zjeść, ni zejść.
od jakiegoś czasu jestem lżejsza nie tylko o klucze od mojego domu, lecz także o wspomnienia, rękopisy swoich tekstów i nadzieję, że będę jeszcze robiła kabaret, więc jest sens trzymać na strychu te wszystkie dziwadła.
przeprowadziliśmy się korzystając z gościny teściowej jedynej. nie mamy już domu, na który kredyt wzięłam mając lat dwadzieścia sześć i myśląc wówczas, że mam wszystko przemyślane i że oto przyszłość jawi się przede mną jasna, a szczęśliwa.
jasna, a szczęśliwa tak, nie w tym miejscu, co się wydawało. tak.
żeby zdążyć z przeprowadzką musieliśmy pędzić w dni kilka podrzucając dzieci raz po raz do babci, goszcząc w międzyczasie znajomych, którzy wyjeżdżają niewyobrażalnie daleko. ja sobie jeszcze wystąpiłam w telewizji, a kiedy przywieźliśmy kartony z teraźniejszością na sześć i pół metra w bloku, porwałam swoje starsze dziecko i pojechałam z nim do szpitala. tu, nie wiem jakim cudem, próbuję odsapnąć.
lecz jedynie posapuję.
boję się przyszłości. boję się, że muszę zbudować dom i że przez dwa lata będę mieszkać na sześciu i pół metrach. ciałem tu, głową już dwa dni do przodu usiłująca dźgnąć resztkami umysłu tysiąc zmartwień.
próbuję zatrzymać ten wir w sobie, który sprawia, że lęk wsysa mnie jak dziura w wannie wodę z siłą coriolisa.
nie uśmiecham się, nie mam czasu. nie czytam, nie mam czasu, nie piszę, nie mam czasu. nie pozwalam sobie.
ale dziś pozwoliłam sobie usłyszeć. albowiem zadzwoniła marta. człowiek-przygoda. człowiek-nieuwierzyszcosięstało. człowiek, który jak nikt na świecie potrafi rozśmieszyć każdego.
wiesz, mówi, moja matka się boi jeździć samochodem. zawsze kieruję ja, a ona nie chce mnie rozpraszać. i nie uwierzysz co się stało. jedziemy na autostradzie z dziećmi, a ona jeszcze zawsze wałówę bierze, ale nie mogą to być po prostu kanapki, no i tym razem wzięła jeżyny.
nie chcąc sprawić kłopotu w pewnym momencie spróbowała mi wepchnąć garść jeżyn do ryja, ja się przestraszyłam i zaczęłam jechać zygzakiem, bo trochę próbowałam złapać te jeżyny turlające mi się od nosa przez biała bluzkę aż do krocza. zanim opanowałam sytuację, miałam czerwone plamy wszędzie. i pytam co to było. a ona, że mnie nie chciała rozpraszać. mówię - prościej byłoby zapytać czy nie chcę jeżyn, łypnęłabym okiem i powiedziała że nie.
to dosyć proste jest.
zastanawiałam się tylko czy pani matka czekała aż jej córka ziewnie, czy może w trakcie rozmowy, na jakiejś samogłosce typu "o" lub "a" zaczaiła się, by nie robić kłopotu.
zaraz przypomniało mi się, jak jechałam z dziadkami maluchem na wakacje i babcia siedząc z tyłu chciała dać dziadkowi jabłuszko. i nawet uprzedziła go, owszem, że mu poda wprost do buzi, nie uprzedziła jednak, że nożem.
nic się nie stało na szczęście.
zrechotałyśmy się z martą jak dzikie norki, a taki silny rechot ma to do siebie, że trzeba głęboko oddychać.
odetchnęłam, to idę budować ten dom.
dzięki, marta.
zaczaiła się na "o" lub "a" ;););)
OdpowiedzUsuń***
Dźwigniesz.
<3
Usuńo matko, dawno tak nie kwiczałam, jak przy tych jeżynach teraz :)
OdpowiedzUsuńna zdrowie :)
UsuńWdech już się wziąć udało! Teraz już dasz radę! Tylko o jedzeniu pamiętaj! ;-)
OdpowiedzUsuńano.
UsuńLubię Cię.
OdpowiedzUsuńa ja Cię. fajnie.
UsuńNo. Git.
UsuńJestes niesamowita!
OdpowiedzUsuńtylko trochę.
UsuńZsikalam sie w majtki :)... Matko Jedyna, przypominam Ci, ze jedzenie to jest taka czynnosc: bierzesz obiekt do jedzenia do buzi, zujesz, przelykasz i powtarzasz jakies 20 razy kolo 4 razy dziennie. Sciskam Cie mocno, dasz rade, masz tylek ze stali!!!! :*
OdpowiedzUsuńtyłek mam z poliestru. taki mięciutki.
UsuńJeblam!!! Pamietam jak mojej ciotce, ktora byla pasazerka obok mnie, rowniez pasazerki, praktycznie eksplodowala butelka wody i to niegazowanej!!! Odkrecila tylko, a pieprznelo, jakby 5 szampanow kto odkorkowal. Kierowca cisnal jakies 140 na autostradzie, dobrze, ze nie dostal zawalu i nas nie pozabijal!!!
OdpowiedzUsuńDasz rade te 2 lata!!!
ja kiedyś siedziałam z tyłu pijąc dopiero co otwarty dwulitrowy napój gazowany, a kierowca postanowił sprawdzić czy ma dobre hamulce. pulsacyjnie. kurwa, gaz miałam nawet w mózgu, ale nie prychnęłam.
UsuńTe 6 metrów to tylko sytuacja przejściowa. Ani się obejrzysz, a będziesz tworzyć nowe cudowne wspomnienia w tym nowym domu :). Ja też teraz pozbywam się czego mogę, bo niedługo drugi syn na świat przyjdzie i co prawda mam trochę więcej niż 6 metrów, ale i tak się okazało, że bez czystki nie ma miejsca na rzeczy drugiego dziecka :) zdrówka i trzymaj się :)
OdpowiedzUsuńdzięx
Usuńdom jest tam gdzie rodzina. wiem ze szkoda. bo trud, bo pot, bo wspomnienia. sami 2 lata temu wzielismy kredyt na dom. sworzylismy to miejsce nasze tu na ziemi od zera. od najmniejszej grudki. jest nasze. ale życie jest rozne. i jesli tylko miałabym z kim stad wyjsc (maz i dzieci) to wyszłabym bez wahania. bo dom jest tam gdzie Ci ktorych kochamy. nawet jesli ta milosc trzeba upchac na 6,5 metra. dacie rade, wierze w Was
OdpowiedzUsuńAga z www.makeonewish.pl
to oczywiste przeż.
UsuńDzasz rade! Dasz rade. Dasz rade....❤
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPowodzenia....
OdpowiedzUsuńdzięki...
Usuń