wtorek, 27 września 2016

strefa komfortu.

zdarza mi się, że narzucam sobie różne rzeczy. i coraz rzadziej jest to koc na głowę, papierowa torba czy worek po ziemniakach.

tym razem postanowiłam sobie narzucić coś innego. w tym celu niezbędna jest opowieść o wujku tadziku i jego pierworodnym synu zwanym przez nas w latach szczenięcych malowniczo 'małpą'.

otóż zarówno jeden, jak i drugi mają dar, którego mnie brakuje. ja mam coś proporcjonalnie odwrotnego do ich daru. otóż oni zagadują ludzi. znają wszystkich na świecie i pamiętają ich oraz ich pochodzenie, rodziny dwa pokolenia wstecz, zainteresowania, wady, przywary i zalety.

niejaki małpa jest bohaterem wymyślonej przez nas anegdoty (mówiąc "nas" mam na myśli resztę mojego rodzeństwo-kuzynostwa, z którym w dawnych czasach dopuszczałam się wszetecznych bezeceństw przy użyciu alkoholu, innych środków psychoaktywnych, a także niczym nieograniczonej wyobraźni hej), która to brzmi następująco. wyobraź sobie wieś na końcu świata. opuszczoną, małą, otoczoną szarymi polami pobrużdżonymi zardzewiałymi bronami, po których (polach, nie bronach) wędruje anioł w zgrzebnym stroju i niesie kromkę czarnego chleba. no zwykła polska wieś. tylko że gdzieś daleko. i w tej wsi jest bar. drewniany, nieodnawiany, stary, zapomniany bar. w tym barze siedzą trzy osoby o aparycji nie zdradzającej ich płci. i gdyby do tego baru wszedł małpa, przynajmniej dwie z tych osób powiedziałyby: o, cześć małpa.

wujek tadzik, ojciec jedyny małpy, jest człowiekiem, który zagada każdego. dziecko chociażby pogilga, a obcemu psu włoży do pyska przynajmniej rękę. zaklinacz psów. i ludzi. ostatnio jechał z moim tatą daleko pociągiem, mój tata patrzyłby w okno przez sześć godzin, ale wujek tadzik postanowił zagadać panie, z którymi jechali. otóż były to trzy pokolenia dam: babcia, mama i córka, przy tym jak się w międzyczasie okazało, babcia jest osobą śpiewającą. przez pięćdziesiąt kilometrów wujek tadzik namawiał ją, żeby śpiewała, a ponieważ ona była raczej w typie mojego taty, co to przesiedziałby podróż z nosem w oknie, wujek wdarł się na wyżyny negocjacji, albo po prostu wymędził, żeby zaśpiewała. kolejne kilka godzin śpiewali wszyscy razem i tak im wesoło droga minęła, mimo że jechali na pogrzeb.

czemu ja to piszę. bo ja tego nie mam. postrzegam to jako talent, którego dopełnieniem jest pamięć, że człowiek, o którym nie masz pojęcia kim jest, a który ci właśnie powiedział cześć, jeśli wierzyć małpie, jest człowiekiem, którego razem spotkaliście w drodze do łęknicy w dziewięćdziesiątym trzecim, a który stał na stopa zaraz za żarami i miał plecak z naszywką flapjacka, a zatrzymał mu się czerwony fiat mirafiori. mówiłam - talent.

i ja narzuciłam niedawno sobie, że będę zagadywać ludzi. że będę robić coś, czego dotąd nie robiłam, że będę mówić, co myślę. że będę opuszczać ciepłe kapcie w bezpiecznych koleinach własnej strefy komfortu. że będę robić rzeczy inne, niż te, z których się znam. że założę te drugie słuchawki z szuflady, że włączę w nich tę muzykę, której nigdy nie włączałam, że pójdę ścieżką oddaloną od tej, którą podążam codziennie i że zobaczę dokąd mnie ona zaprowadzi.

ścieżki prowadzą mnie - o dziwo - do celu. przy czym samym celem bywają czasami te mikrowyprawy, które sobie urządzam. oczy otwieram szerzej, umysł też, zauważam rzeczy, których wczoraj tu nie było, nie mogło być, a przecież są.

wszędzie chodzę pieszo, by pobyć ze sobą i świadomie przeżywać swoje życie po kawałku. by być stopami na ziemi, a głową w powietrzu. by mnie owiewała moja własna rzeczywistość.

i w ten sposób spóźniłam się na spotkanie, bo zwyczajnie zgubiłam się we własnym mieście. byłam w parku, który zasadzili w tajemnicy przede mną pewnie przedwczoraj, przed kościołem, który nagle w tym parku podrzucili, byłam pod szkołami i przedszkolami, o których nie miałam pojęcia, że są i że jest ich aż tyle. szłam dziarsko chłonąc byt, tlen i orzeszki ziemne, bo tak się przygotowałam do drogi, aż tu nagle uświadomiłam sobie, że za długo krążę po niewiadomych i czas obrać azymut na spotkanie, czyli na botaniczną. ale, ale. gdzie jest botaniczna? postanowiłam użyć nawigacji, która powiedziała mi "kieruj się na wschód". no i zajebiście. wiem, gdzie jest wschód, wystarczy tylko sobie wyobrazić mapę polski i jak stoisz twarzą do morza, to po prawej stronie, gdzie kiedyś była rosja jest wschód, a tam, gdzie niemcy - zachód. reszta to bułka z masłem. pestka. orzeszek ziemny. południe. 

pozostało mi tylko dowiedzieć się twarzą do czego stoję. tak na marginesie - powinna być aplikacja "twarzą do czego stoisz app", ale nie ma. musiałam więc zasięgnąć wiedzy z czeluści swojego umysłu. chciałam najpierw odymić szkiełko i patrzeć na słońce, być może udałoby mi się dojrzeć gwiazdę polarną, która wskazuje północ, niestety nie wiem komu, kiedy i na jakiej półkuli, dodatkowo tarcie patykiem o patyk, żeby wykrzesać ogień odpadało, bo do spotkania było dziesięć minut, a według nawigacji iść będę siedemnaście. niestety, nawigacja nie uwzględnia czasu krzesania ognia za pomocą tarcia patykiem o patyk, choć na pewno by mi się udało, bo zajebiście szybko i dosyć często kręcę kwyrlejką ciasto na naleśniki. niestety krzemień, który nosiłam ze sobą, żeby pokazywać dzieciom iskry, zostawiłam w drugiej kurtce. z nim byłoby szybciej.

pozostało mi znaleźć północ za pomocą mchu, który obrasta kamienie. ponieważ szłam nowoczesną ścieżką z polbruku w czystym parku, wypatrywanie mchu wcale nie było łatwe. nie mogłam bowiem dojść do wniosku czy mech wie, że polbruk to sztuczny kamień i czy to ma wpływ na to, że jeśli już go obrasta, to czy nadal od północy. potem załamałam się, ze nawet mech kurwa wie, gdzie jest północ, a ja nie. 

tak czy inaczej byłam spóźniona i to, co przedsięwzięłam, to nie wyjście, a nawet wytruchtanie ze strefy komfortu. opuściłam ją w podskokach w miejsce bardzie cywilizowane, w którym nawigacja się połapała i zamiast "kieruj się na wschód", powiedziała mi po ludzku: "w prawo". dotarłam.

wobec powyższego nie poddałam się przeciwnościom i niezrażona niepowodzeniami postanowiłam dalej czynić sobie ziemię poddaną i dalej opuszczać strefę komfortu obserwując wszystko, co temu towarzyszy, nawet uczuciu zażenowania, kiedy mówiłam "ależ pan ma przyjemny głos" do kolesia, który mi sprzedawał kaloryfer.

w ten sposób trafiłam w miejsce, w którym znajdowała się piękna kobieta. i ja też tak pomyślałam: "jaka piękna kobieta". a potem pomyślałam, że muszę jej to powiedzieć, że właśnie się nadarza super okazja do tego, by powiedzieć co się myśli, opuścić swoje ciepłe kapcie i sprawić komuś przyjemność. więc zebrałam się w sobie, opanowałam pąs, który spłynął był na me lico i powiadam: "przepraszam, że się ośmielam, ale ostatnio postanowiłam mówić ludziom, co myślę, bo te myśli są fajne i chciałam pani powiedzieć, że jest pani niezwykle piękną kobietą". pani się uśmiechnęła, co uczyniło ją jeszcze piękniejszą, pąs przeszedł na jej lico, co odjęło jej tylko lat, bo jak się później okazało, pani była już babcią, a wówczas pani z całą swoją delikatnością i kobiecością powiedziała: "dziękuję. niestety nie mogę powiedzieć tego samego".

i co z tego, że pani za kilka sekund zreflektowała się, jak to zabrzmiało i wytłumaczyła mi, że nie jest jeszcze na tyle odważna, by mówić co myśli. 

ja już śmigałam w ciepłych kapciach po wygodnych koleinach i rechotałam komfortowo jak zwykle.

17 komentarzy:

  1. Dzieki ! tak sie zaśmiałam, ze wszyscy wokół się odwrócili w moja stronę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło matko! :D

    Co do nawigacji, mam tak samo. Jakbym, do ciężkiej cholery, wiedziała, gdzie jest wschód i wszystko inne, to bym nie potrzebowała, żeby mi ktoś mówił, gdzie mam iść. Bo bym wiedziała! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale się uśmiałam! Matko jesteś boska (jakkolwiek by to nie brzmiało hehe)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo inspirujący tekst, a końcówka najlepsza! Nie można się nie uśmiechnąć :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo matko. Zazdroszczę. Ja mam czasem duże problemy z wyskoczeniem z moich papuci. Jestes boska ! Kocham ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Twoje pisanie! Pisz nam częściej matkojedyna :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie, no długie! Takie teksty to czysta przyjemność i radość dnia! Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  8. Pani kochana pani dla nas pisze to tak jakby cały pociąg nam śpiewał. 😃

    OdpowiedzUsuń
  9. popłakałam się ze śmiechu i to w pracy:-) ale też dałaś mi do myślenia bo mam to samo - znaczy też od lat nie wychodzę z ciepłych kapci, chociaż są już nieco poprzecierane, niewygodne i wcale nie takie ciepłe jednak. ale bezpieczne. i noszę się z tą samą myślą - żeby coś zmienić, wyjść z siebie. znaczy wyjść do ludzi bo z siebie to akurat często wychodzę ;-) tak mnie zachęciłaś, że może się w końcu odważę:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Swietny tekst 🙋

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzien dobry matkojedyna, piekna, madra , zlociutka i kochana hej!
    Po przeczytaniu powyższego tekstu stwierdzilam żem taki malpa jest. Gadam, zaczepiam, chwale,sie usmiecham itp. Doprowadzam tym moje dzieci do szalu i robie im permanentny obciach. ( 12 i 6 lat).Niestety nie mam problemu z pochwaleniem czyjejs fryzury, zdjeciem bialej nitki z ciemnego odzienia,poinformowaniu o dzurze w portkach, czy(!)rozpietym rozporku. To tyle. A jeszcze powiem żem z okolic Żar i jakoś mi tak dobrze,ze chodzectymi samymi chodnikami i znam te same okolice co Ty. Takas mi bliska. I takam dumna ześ z tej ziemi. Lubuskiej ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  12. Rodzice !! Oto parę faktów i mitów na temat rodzicielstwa :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ależ Matko Jedyno toz Ty swój świat komfortu stworzyłas sobie tutaj....to tutaj wszystko staje się wypowiedziane,opisane,obgadane,wychwalone....Ty tam w świecie nie musisz się wysilać,wystarczy jak jesteś tu dla nas taka prawdziwa czasem piękna czasem brzydka.

    OdpowiedzUsuń
  14. hihi.. nooo to się pięknej pani niezręcznie wyrwało! I zapewne nie miała na myśli tego co wyszło, ale jak to wytłumaczyć? Ja mam koleżankę, której stale sie takie niezręczności robią, same! mnie kiedys powiedziała: "Magda (bo jam imienniczka Twoja) kupiłam rajstopy, ale za duże..wielkie jak na hipopotama! nie chcesz?" a mojej koleżance: "tamta babka miała włosy takie jak pani, tylko uczesane"

    a co do ludzi typu ów Małpa... miewam tak, ale dziwne to,z e miewam, ze zagaduję, że z nieznajomym w poczekalni u lekarza pogadam, ze uśmiechnę się i zakumpluję z ludzmi z przedziału pociągu. Ale miewam tak czasem, a czasem wręcz odwrotnie.. kiedy mam gdzies zadzwonić, czegoś od kogoś chcieć, albo dowiedzieć się to boję się jakby nie wiem co! Nawet wiem, ze to głupio. i bardzo mnie wnerwia ta niekonsekwencja mojego charakteru... A w bezpieczne kapcie to chyba zapadam coraz głębiej..
    loonei.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękna przygoda z piękną kobietą :-)))

    OdpowiedzUsuń