znałam kiedyś dziewczynę, która żyła w kłamstwie. od lat. zmieniali się ludzie wokół i kłamstwa, ale niewiele poza tym. miała oczy dookoła głowy - zawsze, nie chodziła w pewne rejony, chowała się w sklepach, bramach, krzakach. z kimś gadała, z kimś nie. półsłówka, tajemnicze zdania. paranoja.
zawsze myślałam jak tak można. i po co. jak żyć, jak zapamiętać co się komu nakłamało, co się komu powiedziało, a czego nie i przede wszystkim dlaczego.
być może psychologia ma na to jakąś swoją szufladkę, nie wiem.
nie mogłam sobie z tym poradzić, dlatego od niemal dwudziestu lat kręcę w tym temacie głową na boki, aż mi się poluzowała i dynda, jak piesek w samochodzie.
bo ja jestem na tyle gadatliwa, że wygadam wszystko, zwłaszcza w domu, ale.
przez prawie rok okłamywałam mojego męża.
który to mąż jest moją najbliższą przyjaciółką.
jedynie jak chcę na niego posapać, to dzwonię do brata.
bo brat jest moją drugą najlepszą przyjaciółką.
tak więc z każdym z nich rozmawiam o tym samym, przy tym mężowi kłamię. kłamałam, bo już nie.
było to dla mnie uczucie tra-gicz-ne. wokół jednego dużego kłamstwa musiałam zbudować sieć nowych, malutkich, związanych z dużym. musiałam chować telefon, mejle i czyścić historię w komputerze. musiałam wymyślać kłamstwa na poczekaniu. pociłam się jak szczur i kręciłam w rozmowach. mąż czuł oczywiście, że kłamię, a ponieważ się nie kłócimy, to rozumiał, że nie chcę o czymś mówić, co jest dziwne samo w sobie, bo ja cały czas coś mówię.
uszy mnie piekły i głowa bolała przez kilka miesięcy od tego napięcia.
w końcu pękłam. nie wytrzymałam. musiałam podejmować kolejne decyzje za nas dwoje, co było już dla mnie zbyt trudne.
"muszę ci coś powiedzieć" - drżącym głosem powiedziałam.
ojciec jedyny zbladł.
"nie wiem jak zareagujesz" - ciągnęłam. nie wiedziałam jak zacząć.
podszedł do mnie powoli, naprężony, jak ja przez ostatnie miesiące.
"bo ja...", "bo ja...", "ja cię od jakiegoś czasu okłamuję".
mój mąż bardzo ciężko milczał.
"bo ty masz w tym roku czterdzieste urodziny i ja ci szykuję niespodziankę".
złapał oddech.
"lecimy do meksyku, a stamtąd płyniemy w rejs katamaranem po zatoce kalifornijskiej i po oceanie spokojnym. urlop masz załatwiony, sprzęt i bilety też. musimy jeszcze parę rzeczy zorganizować. i ja już nie mam siły sama tego ogarniać". rozpłakałam się. ciśnienie wybiło mi oczami, trysnęłam, jak wieloryb z grzbietu. wdech mojego męża świsnął jak wesoły delfin. prawie czuć było wakacje. niemal udławił się tlenem.
milczał do końca dnia. tulił mnie i milczał. całował moje oczy, ręce, twarz. milczał. wieczorem powiedział, że milczy, bo nie wie co powiedzieć, ale w środku cały się trzęsie.
sami na urlop pierwszy raz od sześciu lat.
pierwszy raz tak daleko.
pierwszy raz taka przygoda.
warto było knuć.
dziękuje wszystkim, którzy mnie wspierali w tym knuciu przez niemal rok. zwłaszcza mojemu bratu, teściówce, rodzicom, współpracownikom męża.
ponoć woda jest tam tak słona i ma taką wyporność, że nie dam rady utonąć, jednak biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo boję się wody, pod prysznic też będę chodziła w kapoku.
ahoj.
Cudownie! ♥
OdpowiedzUsuńWspaniała ;-)
OdpowiedzUsuńŻeby wszyscy kłamali tylko w takich sprawach... Ahoj :)
OdpowiedzUsuńPokochałam Cię :-) dziękuję
OdpowiedzUsuńPokochałam Cię :-) dziękuję
OdpowiedzUsuńMy, kobiety mamy we krwi takie niecne knowania:))
OdpowiedzUsuńSuper ekstra odlotowo! Bawta się w kapokach do upadłego :)
OdpowiedzUsuńWow!!! Cudownych wakacji Wam życzę! Zasłużyliście na nie oboje:)
OdpowiedzUsuńOżeszTy! :) ale KŁAMSTWO! Dla takiego kłamstwa, mogłabym mieć męża kłamcę :D... zostań moja żoną w następnym życiu :)
OdpowiedzUsuńtylko do koi kapoka nie zapomnij zdjąć.... może ciut przeszkadzać ;)
OdpowiedzUsuńTeraz to ja czuję ciężar��
OdpowiedzUsuńMatko Jedyna, baw się za nas wszystkie!!! :)
OdpowiedzUsuńAle super niespodzianka dla męża :) no i jaka perspektywa :)
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja się popłakałam ze wzruszenia ? ❤
OdpowiedzUsuńJakiego Ty masz fajnego mężoprzyjaciela Matko Jedyna 😀 Liczymy na relację o wyporności wody 😉 ale najpierw... bawcie się nieziemsko!!!!
OdpowiedzUsuńomatko, ale sie balam okrutnie, ze stalo sie cos ZLEGO i nie chcialas mu mówic zeby, bo ja wiem, zeby sie nie martwil czy co! A to urlop! Uffff..... :))) To sie bedzie dzialo :)
OdpowiedzUsuńMysmy byli w tamtym roku pierwszy raz sami po 15 albo 16 latach, co prawda nie az tak przygodowo, ale az 3 tygodnie. To jest calkowicie inny wymiar urlopu, tym bardziej ze wreszcie poza sezonem, bo nie musielismy jechac w czasie ferii szkolnych - juz zapomnialam jak to jest!
Boziu ..ryczę i uśmiecha sie do Ciebie :)
OdpowiedzUsuńTaka żona to skarb, nawet jak kłamie. A mąż taki to największa nagroda :)
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ze wzruszenia. Wspaniały prezent.
OdpowiedzUsuń