powróciło cotygodniowe latanie do warszawy.
jest nawrót.
albo nie było wyzdrowienia.
nikt nie wie.
zdaje się, że jest czworo dzieci z histiocytozą z komórek langerhansa w polsce.
no i leczenie jest macaniem się z chorobą.
takie mam wrażenie.
już nawet nie wiem, co czuję. był wkurw, była beznadzieja, było opadnięcie z sił, było szamotanie się w kolejnych działaniach, było ruszenie świata, by nam pomógł, była bezsilność, łez nie było, bo łzy są, wpisane w wieczór. w co wieczór. ja nie wiem. czekam. jedyne, co mogę, to żyć z dnia na dzień licząc, że tosięchybasamowszystkokiedyśzrobi.
ale ja zupełnie nie o tym. nie trzeba już mnie przytulać, przykrywać kocem, wręczać mi kubka z herbatą, tulić zaocznie, kiwać głową, wydmuchiwać nosa też na odległość. nie trzeba mi mówić, że będzie dobrze, że ona jest silna i że muszę wierzyć. to, co ja muszę, to ugotować dziewczynkom obiad i nie płakać przy nich.
latamy sobie więc do warszawy co tydzień. wstajemy o piątej, jedziemy na lotnisko, wsiadamy do saaba 340, wysiadamy, wsiadamy do autobusu, jedziemy na terminal, wysiadamy, wsiadamy do taksówki, jedziemy do centrum zdrowia dziecka, wysiadamy, idziemy założyć przedłużkę do browiaka, pobieramy krew do badań, idziemy na korytarz, czekamy na swoją kolej - godzinę lub dwie, czasem zdążymy pójść coś zjeść, a czasem nie. nie szkodzi, mamy torbę, a w niej kanapki, owoce, desery, wodę, soki, ciastka, przekąski, chrupki, ubrania na zmianę, cieplejsze rzeczy, koc, poduszkę, nocnik, dokumenty szpitalne, książki, naklejki, łamigłówki, zabawki. tam na korytarzu się bawimy, jemy, oglądamy bajki, jeździmy samochodzikiem, próbujemy bawić z innymi dziećmi, czytamy, ganiamy, płaczemy, śmiejemy się i czekamy, czekamy, czekamy. potem, jak już są wyniki badania krwi, idziemy do pani doktor, badamy się, bierzemy receptę na chemię, zanosimy do zabiegowego i znów czekamy. godzinę albo dwie. na korytarzu, albo w pokoiku z telewizorem, albo na patio, jak jest ładna pogoda, ale ja na patio nie mogę, bo tam nie słychać kogo wzywają, a natasza na patio sama się trochę nudzi, a do stawu jej nie pozwalam iść. czasem zdążymy na obiad, to idziemy. na stołówce zjadamy kaszę z sosem i wracamy. kiedy już wszystkie dzieci są po podaniu leków, przychodzi kolej na nas. sala fotelowa, cztery fotele w przechodnim pokoju, kabel z lekarstwem, ukochane "ciocie" dają "paliwko", potem ściągają przedłużkę, zawijają "babę" i do domu. do taksówki, na lotnisko, do czekinu i na bording.
w taksówce najczęściej natasza zasypia. pada. jest bezwładna. zmęczona. osłabiona. niosę na jednym ramieniu torbę ze wszystkim, na drugim śpiącą ją. odprawiamy się, ona wisi na moich rękach. przechodzimy przez bramki, ona śpi. ze śpiącą na rękach trzylatką wypakowuję z torby płynne rzeczy, rozbieram się z wierzchniego ubrania, paska, butów, wyciągam potrzebne dokumenty, za chwilę to samo w drugą stronę. dziecko się przelewa. przytula. nie jest w stanie się utrzymać. śpi, kiedy czekamy na odlot, na moim brzuchu, śpi w autobusie, śpi w samolocie. dopinamy jej pas, a ona śpi. spada jej głowa. niezliczoną ilość razy podnoszę torbę, rozpakowuję i zapakowuję ją, wchodzę i schodzę po schodach. wciskam torbę pod kolejne siedzenia, wszystko z ukochaną starszą córeczką na rękach.
samolotem latają urzędnicy i politycy. prominenci. i my.
czy ktoś kiedykolwiek pomógł mi wnieść torbę?
raz.
prezydent miasta.
dzielne jesteście :) wszystkie trzy
OdpowiedzUsuńPrzytulam i lacze sie z Toba w bolu... mam podobnie, tylko w naszej pdrozy nie ma lotu, bo szpital blisko, ale wlasnie pisze ze szpitala, obok torba kanapek, deserow, woda, owocow, ksiazek, klocki lego, cieple ubrania, lekkie ubrania.... bla bla... Mlody spi na swoim lozku, a ja mam cos a'la wojskowa prycz do dyspozycji... takie zycie...
OdpowiedzUsuńach, znam to. tylko u nas wojskowa prycz to leżak, który należy sobie zakupić i wtargać. co młodzianowi...? napiszesz?
UsuńNami-rodzicami kilka szpitali chyba postanowiło wyfroterować podłogę. I miałam wrażenie, że jeszcze powinniśmy ich po piętach całować za tę możliwość...
Usuńma chora watrobe, od urodzenia... w wieku 4 tygodni mial pierwsza operacje, pozniej mase zabiegow... jest tylko gorzej... kiedys czeka go przeszczep, to tylko kwestia czasu.
UsuńNie pomogli Ci? Matka udźwignie przecież. Wszystko,
OdpowiedzUsuńMatka. Ktoś mi powiedział, że po polsku to jeszcze ma za słabą moc.
Modor. Jakiś staroskandywnawski czy coś, Oddaje Ciebie.
Modor udźwignie i trzylatkę, i siaty, i sprzęt cały, i strach, i ból, zmęczenie i gniew.
a potem zrzuci cały ciężar świata z siebie, kiedy dziecko będzie zdrowe. tak zrobi modor jedynor.
UsuńO!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie wiem poprostu wkurw mnie ogarnia. Do dupy to wszystko ..
OdpowiedzUsuńZaskocz ich. Siebie. Popatrz prosto w oczy, uśmiechnij się i powiedz: "może mi pan pomóc z tą torbą?"
OdpowiedzUsuńŚciskam.
Nie przytulać, nosa nie wycierać. Okej, będę wspierać zaocznie tak, jak mogę. Może to dla Ciebie bez znaczenia, a może trochę tak. Tu jestem z Tobą i będę.
OdpowiedzUsuń:')
UsuńProś o pomoc. Kiedyś tak zrobiłam, jak pchałam wózek a drzwii olbrzymie nie chciały się otworzyć - poprosiłam laskę o pomoc, była mega zdziwiona., ale drzwii potrzymała. Od tej pory proszę o pomoc, nie ma co się zajebywać.
OdpowiedzUsuńTy i cala banda ojcowjedynych...
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię.
OdpowiedzUsuńChciałabym coś napisać, ale nie wiem co. Cały czas jestem. Czytam, podziwiam, ryczę.
OdpowiedzUsuńBapsi
Myślę o Was ciepło dzielne dziewczyny!...
OdpowiedzUsuńciepło dziękujemy!
UsuńStrasznie to przykre, że tak mało wśród nas takiej zwykłej życzliwości. O ile byłoby milej i łatwiej, gdybyśmy sobie wzajemnie pomagali. Ja z przyjemnością wniosłabym Ci tę torbę ;-*I wyniosła ;-)
OdpowiedzUsuńfenks!
UsuńCh*je - Ci, co nie pomagają oczywiście - to mi przyszło do głowy kiedy przeczytałam. Nie wiem, tacy ludzie chyba mózgów nie mają, empatii, sumienia, współczucia, współodczuwania. Masz rację, nie napiszę będzie dobrze... itp. Bo skąd mam wiedzieć, a takie zaklinanie rzeczywistości na siłę to bez sensu. Napiszę, że opcja życia chwilą i problemem chwili, to chyba najlepsze rozwiązanie w tym wypadku. Żeby nie oszaleć. O tym, że serce pęka, kiedy myślę ile to dziecko musi znieść (i TY) tez nie będę się rozpisywać. Pęka.
OdpowiedzUsuńsklejaj serducho, zostań tu i patrz, jak zdrowiejemy :)
UsuńMatka Polka! :/ jak sama łokciem nie zahaczysz, to nikt ci nie pomoże. Rozumiem, że są "równouprawnienia",
OdpowiedzUsuńale to nie znaczy, że ludzie muszą potracić dobre wychowanie :/
W Tobie Heros jest. Najprawdziwszy!
OdpowiedzUsuńa nawet heroina! :)
Usuńnie dam rady odpisać wszystkim. dzięki, że jesteście :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam cie Ty Matko Moja Jeyno....Podziwiam, pozdrawiam I placze sobie pocichutku....
OdpowiedzUsuń