jeśli do momentu wydania na świat potomstwa miałaś ręce, nogi, tułów, grzbiet i inne takie, a z góry mówię, że nie chodzi mi o zmiany, jakie zachodzą w matce przez dziewięć miesięcy noszenia uroczego bobaska, co potwierdza popierdywanie oraz posikiwanie, na które nie masz wpływu, tak więc jeśli miałaś ręce, nogi i tak dalej, to od momentu, kiedy rozcięto ci wszystkie warstwy brzucha i wyszarpano stamtąd noworodka, lub też rozcięto coś innego, a noworodek wychynął sam rozszarpując cię tu i ówdzie znacznie, bądź mniej, nie masz nic z tych rzeczy, które byś sobie dała uciąć, że masz.
nagle stajesz się - na początku - wielką obręczą z ramion z przyczepionym do niej gigantycznym bufetem. obręcz dźwiga, nosi, trzyma, bufet, jak to bufet - karmi. dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. na miejscu. na wynos. jedzenie i picie. nieustanny refill. motel otwarte wrota zaprasza. bed and breakfast. od zmierzchu do świtu. tarantino na żywo. bufet karmi, obręcz nosi, przewija, rośnie do ziemi. najchętniej matka na ziemi zaległaby raz po raz, ale nie może, bo dostęp do bufetu musi być nieograniczony, tak więc padanie na ryj zabronione.
później nagle okazuje się, że matka jest w posiadaniu nóg. a rzeczone noszą. do lustra, do kuchni, do łazienki, na dwór, do okna, w górę, w dół. zależy jak bardzo ryczy to, co na obręczy i jak bardzo chce się z tej obręczy wywinąć. wówczas obręcz z lulającej zamienia się w unieruchamiającą. dziecko również uświadamia sobie, iż - jak mamusia - jest w posiadaniu nóg, którymi może wierzgać, trzepać, odpychać się i wykręcać, jednak obręcz, jeśli tylko nie jesteś mamą madzi, jest ze stali. z tytanu. w ogóle matka cała jest z tytanu. jeśli oczywiście nie jest z sosnowca.
kiedy smrol zaczyna jeździć w wózku, matka dostaje przykurczu obręczy. ręce ma stale ugięte w łokciach i przyklejone do tułowia. pozycja ta jest bardzo ergonomiczna i pozwala pędzić po bezdrożach z prędkością satysfakcjonującą mini trolla, który za dziki pęd odwdzięcza się bezzębnym uśmiechem, który jest walutą przetargową. za tę walutę matka jest gotowa zrobić wiele. więcej zrobi tylko za kocham cię mamo. ale kiedy następuje moment, kiedy dzieć jest w stanie wydać z siebie taki osąd, matka zyskuje pancerz, tudzież znieczulicę i potrafi wyparzać butelki lejąc wrzątkiem na smoczek, który trzyma w dłoni. nawet, jeśli zapomni smoczka. matka nie takie rzeczy po nocach wyprawia.
przykurcz do popychania wózka nie mija, albowiem, kiedy dziecko wyrasta z wózka, wchodzi w etap uwielbienia dinozaurów. i tu, jak zwykle, matka niczym t-rex, wstaje rano (rano?? w nocy, kurwa, wstaje) i ryczy, wyje niczym on. dzieć się cieszy. dzieć podskakuje. o jaka śmieszna mama. jutro wstanę jeszcze wcześniej.
równie nagle okazuje się, że nogi, z których po części składa się matka, potrafią też bujać. potrafią zmienić się w górę, na którą potrafią wgramolić się dzieci, że potrafią ganiać, chować się za drzewem, wyskakiwać zza drzwi czasem strasznie, a czasem śmiesznie, zaś nijak nie potrafią się schować na dłużej. czasami nogi siedzą na schodach i się nie ruszają, chociaż cała górna część matki dygocze, twarz udaje, że się uśmiecha, ale jest mokra i wtedy to dopiero trzeba się na matkę rzucić. albo z tych schodów. albo wejść na murek. byle gdzieś wysoko.
wówczas okazuje się, że przykurcz ramion wciąż działa, matka pochwytuje, pohukuje, posmarkuje, ale wyłapie, wygilga, a na koniec wyprzytula.
przez długi czas matka nie składa się z oczytania, wyspania, przemyślenia, zdolności analitycznych i śledzenia trendów odzieżowych. przez pewien czas w kwestii odzienia matkę interesuje jeno coś, co pozwoli doczołgać się do dziecka, coś, czego nie żal, kiedy dziecko po jedzeniu zdołało doczołgać się do matki i tym podobne praktyczne rzeczy.
matka składa się też w dużej mierze ze skóry. wcześniej matka miała biust, brzuszek i pośladki, części te zostały - wciąż mam ogromną nadzieję, że nie trwale - zastąpione skórą. skórę z biustu matka upycha w stanik. skórę z pośladków - w majtki, skórę z brzucha matka próbuje upchnąć w spodnie, lecz pod spodniami majtki, a tam już są pośladki. tak więc matka coś tam upchnie, ale raczej niedbale. no i dobrze, bo po tej skórze taki sześcio- czy ośmiomiesięczniak wspaniale uczy się siadać. matka sobie leży wygodnie o samej piątej rano, a dziecko świergocząc miłośnie ściska małą piąstką mięciutką mamunię i podciąga się do siadu. ach, jak uroczo, tylko nie rób zdjęć.
matka składa się bólu brzucha. z opadających powiek. z przetłuszczonych włosów. ogryzionych skórek. nieogolonych nóg.
i z serca.
a ja to nawet z dwóch.
Cudownie napisane!!
OdpowiedzUsuńpadam do nóżek. oraz na twarz :)
UsuńWszystko się zgadza. Plus u mnie garb. Jeszcze bardziej garbaty niż w przygarbionym wieku dojrzewania.
OdpowiedzUsuńI ręce wyciągnięte aż do kolan. Od taszczenia Dwójki za ręce.
Sylwetka zbliżona do naszych praszczurów. Nie dążyłam. A mam.
Nieobliczalny efekt matkowego fintnessu. Nieopisany w podręcznikach.
Zapewne z jakowychś przyczyn.
byłam łaskawa nie wszystko wymienić. dziś na przykład okazało się, ze sadło na brzuchu przydaje się do popychania wózka, kiedy niesie się na dwóch biodrach dwoje płaczących i mokrych od kałuż dzieci.
Usuńod dzisiaj zupełnie inaczej patrzę na siebie w lustrze...
OdpowiedzUsuńnie widzę zmarszczek, pierwszych siwych włosów, podpuchniętych oczu - widzę uśmiech Juniora, a to przecież mój uśmiech!
dziękuję :)
nie ma sprawy, dziesięć złotych ;)
Usuńnie ma sprawy - nr rachunku proszę :)
UsuńŚwietny pogląd na macierzyństwo ha ha. Ale się uśmiałam :-) I cieszę się, że nie jestem jedyna, która tak się właśnie czuje, jak opisałaś.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńWspaniały i prawdziwy tekst. Tylko Ty potrafisz napisać, czasem bolesna prawdę w taki sposób, że chcę się jednoczesnie śmiać i płakać .
OdpowiedzUsuńPiekna prawda !!!!!
OdpowiedzUsuńOł jeee.
OdpowiedzUsuńOoooo Matko Jedyna, ales w temat trafila....
OdpowiedzUsuńz tymi włosami to ból, bo na razie kiedy najmłodsza jeszcze bufetuje...to muszę wszystko na styk robić i wstawać wcześniej, a zonk jak się obudzi przed czasem, a nieogar włosów na nogach jaki znamienny :)
OdpowiedzUsuńPrzy upychaniu brzucha padłam na twarz i rechoczę do teraz:-)Świetny tekst!
OdpowiedzUsuńSkładam się z tego samego:). Pozdrawiam (i zapraszam "do siebie").
OdpowiedzUsuńkocham panią pani magdo!
OdpowiedzUsuńależ! :)
UsuńTrafiłam tu z "bloga roku". Dobrze napisane. Bardzo mi się podoba, Zostanę chwile dłużej. Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńzperspektywybrzucha.blog.pl :P
Usuńdzięki. zaglądam. i zapraszam na stałe.
UsuńDziękuję za pokrzepiający tekst. :-) Ja również trafiłam na Twojego bloga dzięki konkursowi Tekst Roku - w porze drzemki. Za chwilę czas na zmianę ufajdanego dresu na dres wyjściowy i będę gotowa na wyjście do sklepu po pączki, żeby nie straszyć ludzi w stopniu większym niż to konieczne. W takich chwilach zawsze myślę, że coś ze mną jest nie tak. A Twój tekst dodał mi otuchy i zmotywował do zakupu kolejnego dresu. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!
pora drzemki... tak, było takie coś...
UsuńGratuluje po raz kolejny:-) dziękuję za emocje dzisiejszego wieczora na Gali ;-) Jesteś wielka ;-) duchem wielka, sercem wielka ;-)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTrafiłam tu z bloga roku. Gratuluję wygranej. W pełni zasluzona. Rewelacyjny tekst
OdpowiedzUsuńdziękuję.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJuhuuuuu! Kobito! Przybyłaś, zobaczyłaś, wygrałaś:)! Wiedziałam, co wybierałam :). ALE SIĘ CIESZĘ!
OdpowiedzUsuńDo siebie nie zapraszam, jak chcesz to sama bywasz, dziś trafiłam z bloga roku, a wcześniej skąd? Nie wiem. Ale jak weszłam, to już nigdy do drzwi wyjściowych nie trafiłam, to jedno wiem.
Brawo!
ach.
UsuńGratuluje wygranej, tekst prawdziwy na wskroś, żywy i codzienny :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTEN TEKST POWINIEN DOSTAC LITERACKIEGO OSKARA :)
OdpowiedzUsuńMadziu dziękuje ze znalazłaś czas by podać mi namiary na klinikę na FB
serdecznie pozdrawiam i gratuluję
Aga s www.makeonewish.pl
dzięki :)
UsuńWielkie i szczere, serdeczne gratulacje. Każdy Twój tekst zasługuje na nagrodę. Powtarzam: KAŻDY.
OdpowiedzUsuńdyg.
UsuńJa nie wiem czy cieszyć się czy płakać jak słyszę: "mamusiu masz taki mięciutki brzuszek, nikt takiego nie ma...."
OdpowiedzUsuńtaaa....
jak nikt? a ja?!
UsuńA ja jestem z sosnowca a jednak składam się także z serducha :-P
OdpowiedzUsuńwyjątek potwierdzający regułę ;)
UsuńRacja... Zastanawiam się kiedy wykonywanie czynności domowych jedną ręką, zostanie dyscypliną olimpijską. Nie mam korony, to chociaż medal by się przydał...
OdpowiedzUsuńA ja nie pamiętam jak trafilam choć było to 2 dni temu. Insta...zorka ... tak zalzawione oczy dojrzały znajomą grzywkę z tv i jestem i zostaję i już nie wyobrażam sobie bez. I spać nie mogę bo ... czytam, śmieje się i płaczę. Zmieniam stronę łóżka a On znowu w moją stronę i miejsca brak. Spać nie dajesz a budzik o 5.05 zadzwoni i trzeba będzie wstać bo mąż daleko, pies w kolnierzu i w pracy góra papierów i telefon będzie dzwonił wystawiając cierpliwość na próbę. Co tam poczytam jeszcze a kiedys odeśpię (wiesz że nie ma takiego słowa w słowniku HTC i sama sobie musiałam kresek dopilnować) bo urlop zaległy a do szpitala nie muszę jechać, nie chcę i nie zgadzam się na taki los. Zostaję i będę trzymać kciuki ba już trzymam. Spokojnej nocy.
OdpowiedzUsuń<3
UsuńTeż trafiłam tutaj przez konkurs Blog roku, ale mnie akurat tekst się nie podoba. Jest napisany wprawdzie w interesujący sposób, ale ja się tak nie czułam, nawet gdybym miała spojrzeć na swoje macierzyństwo satyrycznie.
OdpowiedzUsuńmasz pełne prawo czuć inaczej. ja też mam takie prawo. ot, co.
UsuńAleż ja Ci tego prawa nie odbieram:) mój komentarz dotyczył tylko moich odczuć i trochę korespondował z innymi komentarzami, na podstawie których można byłoby sądzić, że jest to tekst uniwersalny.
Usuńnie ma czegoś takiego, jak tekst uniwersalny.
OdpowiedzUsuńA właśnie,że jest. Ten tekst to: "O, matko jedyna!!!" :)))
UsuńUchichrałam się:))) Lubię takie tekst. I choć już od 20 lat nie jestem chodzącym bufetem tylko bankomatem ( na miejscu, na wynos, przelewem) to łączy nas wiele. Skóry:)))) Rozczaruję Cię: Nie, ona nie znika całkiem. U niektórych zostaje i napełnia się tłuszczykiem. I teraz tatuś lubi sobie chwycić:))) Pozdrawiam spod Opola:)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńuwielbiam macierzyństwo z dystansem :)
OdpowiedzUsuńhaha a myślałam, że nic już mnie dzisiaj nie zaskoczy tak pozytywnie! :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTwoje wartościowe TrzyMinuty z Internetem codziennie podawane są prawie że do łóżka ( niestety bez kawy), punktualnie o 8:00. Wejdź na www.trzyminuty.pl
OdpowiedzUsuńCzytam komentarz po komentarzu z nadzieją płonną, że jakiś tata się wypowie. Trafiłem tu dzięki żonie co anatomię ma matczyną. Ojciec nie jest pod ochroną i też zmiany ma w budowie. Lecz próżno konurowac postawą ojca choćby heroiczną. Matczyną anatomia zmieniana jest wolą losu. Tata może się dołączyć, jak zechce znaleźć sposób.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od zaangażowanego, obsikanego, noszącego dwóch grzdyli, zakupy i plecak, rozrywanego po powrocie z pracy, wiecznie spieszacego się do domu i robiącego po drodze zakupy, z połową mocy RAMu przeznaczona na obliczanie jak można by tej kobicie ulżyć Taty. Ahoj.
medal z kartofla dla ciebie. tak trzymaj. oba grzdyle na dystans od mamy choć dwadzieścia minut dziennie.
Usuńzostań z nami.
ahoj.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńFenomenalny tekst i tak bardzo prawdziwy :-D sie popłakałam ze śmiechu...u mnie tak od 5 lat z trójką maluchów. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńFenomenalny tekst i tak bardzo prawdziwy :-D sie popłakałam ze śmiechu...u mnie tak od 5 lat z trójką maluchów. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńdzięki za artykuł!
OdpowiedzUsuń