w czasie, kiedy mój film zdobywa rekordy popularności, kiedy otrzymuję setki pochwał i kilka hejtów, w tym jeden taki, że bałam się doczytać do końca, ja normalnie żyję.
dzieci nadal wstają o piątoszóstej z okrzykiem: wstawaj, wstawaj, nie udawaj - zwłaszcza zojka, nadal chadzam spać zbyt późno, nie mam czasu kichnąć, nie sprzątam, mało gotuję, przejmuję się świętami, wycieram gile oraz podróżuję z nataszą do warszawy.
dzień po opublikowaniu tej reklamy byłam z nataszą w stolicy. środek nocy, my w samolot, potem wsiadamy do taksówki, prosimy do centrum zdrowia dziecka, a tam, miły pan pokazuje gdzie worek na wymioty. mówię, że nie będzie potrzebny, chyba że ma zamiar jechać tak, że będzie. na co pan uśmiecha się pod nosem i mówi: a wiadomo? potem pani jakiś film nakręci i wszyscy się będą śmiali.
oho, pomyślałam, szybko idzie. ale jeszcze szybciej szłam z dzieckiem na badania.
tuliłam ją, kiedy strasznie płakała przy zakłuwaniu w port, tuliłam, kiedy pielęgniarka płakała z nią, tuliłam przy zakładaniu wenflonu, biegłam z nią na zupę w jedynej wolnej chwili, nosiłam na rękach, kiedy nie miała siły, trzymałam za głowę podczas scyntygrafii, kiedy leżała bez ruchu bardzo dzielnie przez czterdzieści minut, śpiewałam piosenki i opowiadałam bajki. nosiłam plecak z naszymi rzeczami, plecak z jej rzeczami, jej prezenty od ukochanych cioć i ją samą. moją dzielną córeczkę.
w tym czasie dostawałam wiadomości, jaka to jestem zajebista i że ile wyświetleń, że ale czad, ja pierdolę, i że naprawdę powinnam to robić i że kiedy następny filmik.
jutro. wczoraj. nigdy.
jestem zajebista, owszem, ale tylko dlatego, że urodziłam takie dzieci.
płakałam ze wzruszenia nie w temacie miliona wyświetleń, ale wyników nataszy.
cieszyłam się jak dziecko, ale bałam pokazać nie dlatego, że taksówkarz mnie rozpoznał dziesięć godzin po wrzuceniu filmiku do sieci, ale dlatego, że pani doktor przyszła powiedzieć, że nasza córka zdrowieje.
i kiedy zasnęła w taksówce, zmęczona całym dniem, jak ja, jak zwykle, kiedy ją wynosiłam na lotnisku, kiedy spała, jak ją niosłam przez cały terminal i zdążyłam się zgrzać jak mops oraz przez telefon udzielić najpierw rodzinie informacji, że jest dobrze, a potem wywiadu do radia, a ona spała, to wszystko sprawiało, że czułam się naprawdę dobrze.
obudziła się kiedy poszłyśmy się odprawić i usłyszała: czy jest jakiś bagaż do nadania? - naprężyła się jak struna i wyrzuciła z siebie: terminal, plac zabaw, nie śpię.
strasznie mnie rozśmieszyła, mówiła to całkiem przez sen, ale już lekko wytrącona.
i wreszcie idziemy do bramek, ja ją niosę cały czas, bo jest śnięta, ale rozgląda się za placem zabaw, przeszłyśmy kontrolę dokumentów, wchodzimy dalej, aż tu nagle alarm. syrena. wizg. w życiu takiego hałasu nie słyszałam. chciałam się cofnąć jak w sklepie, gdy ktoś nie zdejmie zabezpieczenia, że może wlazłam nie tam, gdzie trzeba i słyszę: stać! nie ruszać się! stop! i biegną do nas ludzie. uzbrojeni. ja myślę, że to jakieś nieporozumienie, że żart. alarm wyje, napierdala, dziecko trochę płacze, a trochę się ciekawi, mnie się bardziej na płacz, niż na ciekawość zbiera. czarne ludzie krzyczą do nas, ja chcę jakoś pomóc, więc wchodzę i wychodzę ze strefy wycia, by przestało wyć, wycie nie przestaje, coraz bardziej słyszymy, że stać, nie ruszać się! czekałam już tylko na "na ziemię!", ale nadbiegł pan, który zadał jedno bardzo trafne pytanie: czy dziecko miało dziś jakieś badania. miało. z izotopem. proszę dokument. ale ja nie mam. jakimś psim swędem wzięłam rano książeczkę zaświadczającą, że leczymy się w centrum zdrowia dziecka. dokument świadczący o tym, że nie kłamię.
ale materiał radioaktywny w ciałku nadal wyje. przyszli celnicy, moje zaspane dziecko w koszulce z peleryną elsy nie wie o co chodzi, chcą ją pomierzyć maszynką, ale się nie da, bo maszynka wyje, natasza wyje, ja prawie też.
jak to u nas. jak tylko przygoda przechodzi obok, to my zaraz krzyczymy: obecne! czepiamy się jak rzep i czekamy na bieg wydarzeń. wydarzenia się zaczęły wyjaśniać. że badanie ze wstrzyknięciem znacznika, że radioaktywne, że izotop.
- to aż tak? - zagaduję celnika. - aż tak. - odpowiada. - no tak, mogłam w dziecku przewozić pluton - odezwałam się głupio. twarz celnika zbliżyła się do mojej naruszając i to bardzo strefę mojego komfortu. przełknęłam ślinę. - ale nie przewożę - bystrze jak tylko potrafię odpowiedziałam.
cóż, jeśli się bali wybuchu, to materiał radioaktywny nie powinien być im straszny.
powinni poczekać, aż będę miała okres.
Zdrówka trzymam kciuki i oby tak dalej :) pozdrawiam Aśka
OdpowiedzUsuńDobrze, że na lotnisku z tydzień nie musiałaś zostać:)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie cieszy, że twa córka postanowiła wziąć się w garść i kopie chorobę po pysku:) Oby tak dalej!:)
Niemożliwa jesteś.... a wieści jakie cudne... Trzymam za Was kciuki. Nieustannie..
OdpowiedzUsuń"ale dlatego, że pani doktor przyszła powiedzieć, że nasza córka zdrowieje".
OdpowiedzUsuńChoć czytam zawzięcie, często płaczę, wybucham śmiechem, pokazuję innym,poruszona lub rozbawiona...
to jeszcze żadne zdanie nie poruszyło mnie tak dogłębnie...
Oby tak dalej, trzymajcie się dziewczyny !!!
Czyli służby działają perfekcyjnie. Po Najnilewen w nowojorskim metrze takich przypadków było na pęczki. Teraz ludzie podobno sami podchodzą do mundurowych panów i przedstawiają dokumenty. No ale u nas żadnego ilewen nie było, a i do Nowego Jorku czy Paryża też nam brakuje, więc po co dzieci straszyć?
OdpowiedzUsuńoj, matkojedyna... :-)
OdpowiedzUsuńNataszka zdrowieje, bramka wyje, powinny jeszcze petardy strzelać! Cieszymy się. Jak obiecałam, jestem. Nie wiedziałam, że po scyntygrafii można wyć na bramce. Nikt tego nie mówi przed badaniem.
jeszcze raz - cieszę się
<3
OdpowiedzUsuńWiedziałam, wiedziałam że kiedyś TO przeczytam i uśmiechając się powiem no... Brawo dzielna mała dziewczynko!!!! Teraz tylko do przodu.
OdpowiedzUsuńDwa dni temu byłam w jednym takim dużym sklepie, jak te bramki zaczęły na mnie wyć to miałam ochotę wykonać padnij żeby mnie pan pedzacy do mnie przypadkiem nie zastrzelił. Szybko myślałam czy coś mi się do tyłka nie przyczepilo a że duży jest to tak sobie wyje to przyczepione . Na szczęście okazało się ze mój pusty portfel wył z rozpaczy prawdopodobnie. Wesołych Świąt
Czytam, uśmiecham się ze łzami w oczach. Jesteś zajebista. Pozdrawiam z nad morza :)
OdpowiedzUsuń"nasza córka zdrowieje" - popłakałam się... i mój Małż również :) tulimy Was mocno i cieszymy się razem z Wami!!! <3
OdpowiedzUsuńPamiętam Was z 7. Cieszę sie ze jest lepiej 😊 Pozdrowienia dla ojca jedynego! W kuchni sie mijaliśmy... ze 3 lata temu?
OdpowiedzUsuńAgata Górska
Cieszę się z wyników Nataszy :) Oby tak dalej!!!! A filmik bossski :)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, owszem z tego iż robisz sie popularna jak Adela, ale najbardziej cieszę się z tego, ze Natasza zdrowieje. Z tego najbardziej.
OdpowiedzUsuńNooooo, piekne wiesci! :) Co tam bramka, niech se wyje, jeszcze troche i nie da jej Natasza wiecej takiej mozliwosci!
OdpowiedzUsuńSamych serdeczności <3
OdpowiedzUsuńZdrówka duuuuzo :)
OdpowiedzUsuńNigdy, nigdy bym nie pomyślała, że w jednym zdaniu może się kryć tyle emocji. Dla mnie. Osoby zupełnie z zewnątrz. Fanki oddanej i tylko tyle. "nasz córka zdrowieje". Hurrraaa.. Na święta i na całe życie! Z całego serca Wam życzę wszystkiego najzdrowszego!
OdpowiedzUsuńOd trzech dni siedzę nad tym blogiem i melduję-przeczytałam cały :-). Uwielbiam. Kocham. Czekam. I tak ogromnie cieszę się, że juniorka zdrowieje!!! Życzę Wam jak najlepiej!
OdpowiedzUsuńLubie czesc od dobrych wiesciach. Oh jak bardzo lubie. :).
OdpowiedzUsuńJak zawsze się śmieję podczas czytania postów tego bloga, tak tym razem mnie wzruszyłaś. Choć ostatnie zdanie wymusiło uśmiech.
OdpowiedzUsuńZdrowia! Tobie bardziej psychicznego, dzieciom bardziej fizycznego.
Zdrowieje!!!!! Cieszę się a wraz ze mną mój bobas wierzgający mi wesoło w brzuchu! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło z Dziubasowa, gdzie normalne rzeczy nie zdarzają się nigdy ;)
Zdrowia więc dla niej jeszcze więcej!
OdpowiedzUsuńJuż od kilku dni biorę Niepierdol i jestem jak nowo narodzony. Dzięki mega Kobieto!
OdpowiedzUsuńJedź na lotnisko jak już dostaniesz ten okres, co? W wiadomościach wreszcie będzie coś poza tym wymiętolonym Trybunałem.
OdpowiedzUsuńelSol
Jesteś zajebista matka jedyna:) a na okres Niepierdol tez pomoże...;)
OdpowiedzUsuńZdrówka dla Nataszy!!i siły dla rodziców jedynych :)
www.loonei.blog.pl
Cudne wiesci! Dziecko Ci zdrowieje, wyobrazam sobie radosc i te lzy szczescia... Ciesze sie calym sercem razem z Wami!:-*
OdpowiedzUsuńSuper wieści!!! Dużo zdrówka i siły Nataszko!!!! Ja tez mam córkę Nataszę(5 lat), też ma tunikę z pelerynką z Elsą :)) I zawsze płaczę jak czytam historie szpitalne :((
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za całą rodzinkę, pozdrawiam Ewelina
Magda to jeden z najwspanialszych wpisów jaki tu u CIebie od poczatku przeczytałam. Nataszka zdrowieje!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńHHHUURRRRRRAAAAA Cieszy sie całe moje serce matczyne i całe nasze adamkowo. Boże domyslam sie jaka szczęśliwa jesteś :) Ja z Tobą :* Ucałuj tą swoją dzielną córeczkę :*
PS Sama kiedyś miałam scyntygrafię z izotopem promieniotwórczym i przez kilka dni nie kazali mi się zbliżać do kobiet w ciązy takie to cholerstwo jest radioaktywne!
Zdrówka dla Nataszki!!! bardzo cieszę się, że dziecinka zdrowieje :) dużo sił Wam życzę!!
OdpowiedzUsuńAle masakra z tym izotopem :/ ale jak ma wyzdrowieć dzięki temu to trzeba :/
Nareszcie!!! trzymam kciuki kochane ♡
OdpowiedzUsuń