pojechałam na blogowigilę. takie spotkanie blogerów na tysiąc osób. barszcz, klub, pierogi i wódka. hej kokakolęda. fajnie.
chciałam pić wódkę i gadać z ludźmi, których czytam, lubię, szanuję.
chciałam tańczyć, rozdawać uśmiechy, zapoznawać się i nie być z boku świata blogerów.
tylko, że to trzeba gadać do ludzi. a ja nie gadam.
chłonęłam więc osoby, których wpisy są dla mnie ważne, nie dało się wcisnąć palca w ich brzuchy i tym samym zostawić ślad "lubię cię".
piłam wódkę, trochę jednak próbowałam rozdawać uśmiechy. uśmiechy nieśmiało, wódkę nieco śmielej.
zamiast tańczyć, drzeć ryja i cieszyć się chwilą bez dzieci na imprezie, siedziałam zapłakana, albo rozpłakiwałam kogoś.
pobiegłam bez butów na parkiet, podskoczyłam trzy razy, wróciłam, usiadłam, pogadałam, sprawiłam komuś smarki.
potem ktoś mnie sprawił smarki. ja komuś. podskoczyłam. popłakałam. przytuliłam.
i tak do trzeciej w nocy.
jaka ty jesteś bohaterska.
jak ty sobie radzisz.
jaka silna.
jaka brzydka.
jaka niespełniona.
jaka chuda.
kim ty w ogóle jesteś?
nie wiem co było komplementem, a co nie. piłam wódkę, żeby szumiało mi w głowie.
nie szumiało.
zabrakło miejsca.
bo.
dwa lata temu siedziałam pełna trwogi, że potrzebuję pieniędzy. na leczenie. na podróże do szpitala. na środki do pielęgnacji mojego dziecka.
siedziałam i wiedziałam, że muszę poprosić. parzyło mnie to. ale jestem matką, więc bohaterska, silna i sobie radzę. prosiłam.
to jest niezwykle trudne wyciągnąć rękę do ludzi i mówić: daj.
ale ludzie chcą dać. chcą.
po dwóch latach wiem, jak bardzo chcą.
zuza jest na początku tej drogi. wie, że ludzie chcą, prosi, ale jest zażenowana. a jej dziecko potrzebuje jej przy sobie, bezpiecznej. potrzebuje mamy, która je uniesie, rozbawi, utuli. dobrze, gdyby ta mama nie płakała.
znam takie mamy. najbardziej z lustra.
przecież sobie radzę. przecież nie potrzebuję. przecież jakoś jest.
jest jakoś, a ma być jakość.
wiem, że w ludziach drzemie moc. po-moc.
daliście nam tyle pieniędzy, że już nie proszę o nie dla nataszy.
teraz proszę w imieniu zuzy, jej męża i pyśki.
dla niej, dla nich i dla was samych.
pomóżcie.
w tym roku 1% dla emilki.
dziękuję.
Gotuję się cała w środku! Bo te 50 tys. które POWINIEN zapłacić NFZ to dla nich drobiazg... jedna 'nieco mniej' wypasiona limuzyna którą wożą swoje opasłe dupy Panowie Dyrektorzy z NFZ -u. Obiecuję pomóc 1% bo to i tak nic nie kosztuje. Zrobię to z potrzeby serca... nie z obowiązku. Choć uważam że to mój obowiązek bo mam zdrowe dzieci. Co roku pomagam jak mogę. Np. Kocham WOŚP. .. najwyżej w tym roku pójdziemy siedzieć do pierdla całą rodziną bo wszyscy pomagamy. Pozdrawiam serdecznie. PS. Kocham Cię Matko Jedyna
OdpowiedzUsuńdzięki :-*
OdpowiedzUsuńKiedy na Ciebie wpadłam, przyznaję że nie wiedziałam co powiedzieć, może więc dlatego powiedziałam tylko że uwielbiam Cię czytać (choć to swoją drogą prawda). A najchętniej bym Cię wtedy uściskała, tylko jakoś tak... niezręcznie? Dziwna ja...
OdpowiedzUsuńTo już wiem gdzie w tym roku pójdzie mój 1% :)
wesprzemy ! wpłacimy ! ściskamy ! energie także przekazujemy !!!!
OdpowiedzUsuńPrzykro się czyta i smutno, że trzeba prosić by walczyć o siebie.. Pomożemy! ;)
OdpowiedzUsuńZdrowych, spokojnych i pełnych dobrych ludzi dokoła Świąt Bożego Narodzenia dla Ciebie, Bliskich i Czytelników:)
OdpowiedzUsuńDO siego roku, oby ten okazał się ostatnim wrednym dla Was. !!!!!!!!!!!!!! Usmiechu, milosci i wszystkich najwiekszych wartosci dla Waszej rodzinki.
OdpowiedzUsuń