tak bardzo biegnę ostatnio, że chętnie zadzwoniłabym do siebie, żeby spytać co u mnie, ale i tak nie odbiorę, bo prowadzę samochód/imprezę/dzieci na zajęcia. biegnę. staram się, żeby mnie nie wciągnął nurt, więc biegnę pod prąd, pod górę, pod włos. w tym biegu próbuję się skoncentrować chwilę na sobie, ale nie mam czasu.
nad głową wiszą sprawy, sprawki i sprawunki. załatwiam sukcesywnie - lepiej, gorzej, ale skreślam z listy czasem coś, co zrobiłam, czasem siebie za coś, co zrobiłam, jeszcze nie skreśliłam siebie za coś, czego nie zrobiłam i za to przyznaję sobie punkt. i pewnie już tych punktów mam dużo, tylko regularnie gubię kartki, na których je sobie zapisałam i startuję zawsze od zera.
dziwnym trafem zjarane kartki ze złymi przeżyciami, które palę razem z mostami za sobą, śmierdzą mi w jestestwie nieustannie nie dając o sobie zapomnieć. taki tam żółty swądek palonych kłaków, które się jeżą na samo wspomnienie czynów haniebnych.
odczułam tyle rzeczy ostatnio, a nad żadną się nie zatrzymałam, że aż mnie przytkało. tymczasem w ciągu ostatnich dwóch tygodni śpiewałam publicznie bardzo liryczną piosenkę, choć nie potrafię śpiewać, jechałam bardzo długą limuzyną ze znanym zespołem w środku, z kilkoma innymi znanymi ludźmi zamieniłam kilka znaczących i mniej znaczących zdań, spacyfikowałam dresa straszącego daniela w celu, by ten atakował płot porożem (daniel z porożem. u dresa nie było widać), wywiozłam przypadkowo spotkanych ukraińców do innego miasta, bo potrzebowali pomocy, rozkręciłam obce dzieci na karuzeli tak mocno, że się wywaliłam na płot i wszyscy mieli ubaw, milion razy uśmiechnęłam się, jak ktoś do mnie zawołał "weź niepierdol" i mniej więcej tyle samo razy przeczytałam, tudzież usłyszałam na swój temat "kulesza", a także przejechałam prawie dwa tysiące kilometrów pociągiem, a pojutrze kolejny tysiąc, odbyłam dające i odbierające nadzieję rozmowy oraz nie dostałam kredytu. tak w lekkim skrócie.
utknęłam gdzieś sama w sobie, działam z automatu, odbieram dzieci, a potem sobie zasługi, patrzę w przestrzeń i nie chce mi się nawet wzruszyć ramionami.
a przecież wiosna, słońce, drzewa, liście, życie. przecież fasola na parapecie wypuściła korzenie. przecież pan na bębnie naparza na mieście i daje nataszce połupać. przecież zima się skończyła. melancholia się skończyła. i marzec się już skończył. może i ja się kończę?
szkoda tylko, że się nie zdążyłam zacząć.
ach.
matko jedyna jak Ty się nie zdążyłaś zacząć?? dzięki Tobie mnóstwo osób dzień zaczyna lepiej niż bez Ciebie i nigdy przenigdy się nie skreślaj bo się nie da. nie dla mnie
OdpowiedzUsuńcudowne pióro... życzę dużo czasu, dla siebie :)
OdpowiedzUsuńcudowne pióro... życzę, dużo czasu dla siebie :)
OdpowiedzUsuńSpoko. I pewnie masz zadyszkę na siedząco? Przed ósmą rano przebiegnięty półmaraton między szufladą z podkoszulkami dzieci a bulgoczącą kaszką manną w kuchni. A po ósmej znowu piątek! Przerabiałam. Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy... nie zatrzymałam się na stopie, w ten wieczór, kiedy zapomniałam komórki. Skuteczne. Hamulce.
OdpowiedzUsuńMoja melancholia się nie skończyła. Ale to dobrze, powstają dobre teksty. A Ty jesteś na fali, więc weź niepierdol, alleluja i do przodu.
OdpowiedzUsuńPędzi samo z automata, robi się samo, bo musi, staje na wysokości zadania, bo wie, że tak być musi.
OdpowiedzUsuńMelancholia się skończyła? Nie zauważyłam, albo przykleiła mi się do buta.
Choć umiesz wyliczyć czynności. A mnie nawet one przelały się przez palce.
Powierzchni, powierzchni. I tego pieprzonego liścia lotosu.
Tobie też życzę.
Trochę wiem co czujesz. I ja jak chomik w karuzeli, dawno minęłam swój ogonek w tym kołowrotku (nie zauważywszy tego) i gnam dalej. Jeśli Ci będzie smutno, że nie dajesz rady pomyśl: cudne to moje życie. Uwierz, są ludzie, którzy pół dnia na kanapie myślą: co tu dziś robić. Znam takich, choć nie wchodzą do mojego kołowrotka. Widać Ty też "od konika" ;-) O koniku przeczytasz tu https://www.facebook.com/logopeda.prabuty/posts/1059665024071957
OdpowiedzUsuńWciągnęły cię trybiki codzienności i niecodzienności, karuzela taka.. Przyda się faktycznie chwila wytchnienia, podładowania akumulatorów, weź niepierdol też by pomógł..
OdpowiedzUsuńno to ommmmmm
i życzę tej chwili tylko twojej i tylko dla ciebie!
www.loonei.blog.pl
W pędzie szczęścia nie znajdziesz. Czas leci, momenty przepadają. Odetchnij, odrazu poczujesz się lepiej.
OdpowiedzUsuńMatko Jedyna, weź nie pierdol! No a tak na poważnie, to się chyba przebodźcowałaś (jest takie słowo?) odpoczywaj, tak między 3 a 5 rano, wtedy pewnie masz czas ;)
OdpowiedzUsuń