ponoć dziewięćdziesiąt siedem procent opinii w internecie jest negatywnych.
trudno się dziwić, jak ktoś jest zadowolony i szczęśliwy, to nie napierdala w klawisze, tylko wychodzi z domu, z uśmiechem patrzy w lustro, smaruje chleb grubo masłem, idzie poćwiczyć, pogra w kucyki z dziećmi, poogląda telewizor bez zobowiązań, poskacze w gumę dla rozluźnienia, włączy sobie fajną muzyczkę i potynia, poczyta, albo zrobi coś innego, co sprawi mu przyjemność i spotęguje pozytywne uczucie, jakie w sobie wyhodował. proste.
stąd ciężko znaleźć w internecie dobre i tylko dobre opinie na temat kogoś/czegoś. stąd nie należy opinii zasięgać w internecie. stąd należy brać poprawkę na pryszczatych łebków i wychudzone laski ze spaloną fryzurą, tudzież śliskich podstarzałych typów myślących, że są independent, tymczasem są intendentem i zahukane intelektualnie kolesiówy, o których określenie "nie bardzo" byłoby eufemizmem. na socjologiczne zagadnienia, na które nie ma tabelek, ramek i podręczników. na stereotyp. na internautów.
swego czasu szukałam pomocy dla dziecka. dla pierwszego dziecka. byłam z ojcem jedynym z córką u trzydziestu sześciu lekarzy. specjalistów maści wszelakiej. szarlatanów nie liczę. pewnie nie byli źli, każdy lekarz jest dobry, póki się nic nie dzieje. byli tacy, co smarowali zmiany "nowotworowe" fioletem, byli tacy, którzy powiedzieli nam "państwo są głupi i gówno wiedzą". pisownia oryginalna. byli i tacy ordynatorzy pediatrii, którzy słysząc negatywną odpowiedź na zadane przez nich pytanie czy dziecko gorączkuje i wymiotuje skwitowali "to co wy tu chcecie ze zdrowym dzieckiem". w sumie nic. to, że dziecko piło cztery litry wody na dobę i sikało cztery litry moczu oraz miało widoczne gołym okiem ubytki w czaszce umknęło ich uwadze.
nigdy nie napisałam na żadnym forum złej opinii na nikogo. jeśli spotkam na przykład tę ostatnią panią, to wepchnę jej w gardło diagnozę, którą na tę okoliczność noszę w torebce skrupulatnie poskładaną w równy prostokącik. jeśli akurat nie znajdę diagnozy, wepchnę jej w gardło swoją pięść zwiniętą w równą kuleczkę. ćwiczę kuleczki z piąstek dość często, gdy tak sobie chodzę po świecie i patrzę co się wyprawia.
dziś mijają dokładnie trzy lata, od kiedy stanęliśmy prawie-we-czwórkę w centrum zdrowia dziecka. od kiedy zdiagnozowano nataszę. od kiedy dostaje chemię.
pamiętam ten dzień. byłam w siódmym miesiącu ciąży z zoją, miałam skróconą szyjkę macicy i założony pessar, przykaz, że mam leżeć, a już na pewno nie nosić nataszy na brzuchu. ale nie miałam jej co powiedzieć, kiedy tak płakała, jak kłuli jej ręce i nogi, nie mogłam jej nie wziąć, kiedy chirurg odrywał jej rączki od naszych karków i zabierał za drzwi, za które nie mogliśmy wejść, nie mogłam jej nie wziąć, kiedy obolała budziła się z narkoz, kiedy ściągali jej szwy, zakładali jej szwy, odrywali plastry, zakładali plastry. nie mogłam.
kładłam się wieczorami i do napiętego brzucha szeptałam łzawe "przepraszam", prosiłam swoją młodszą córkę o wybaczenie, że nie wiem czy się ruszała i ile, że nie głaskałam brzucha, nie dbałam o siebie, bo nie jadłam, kiedy starsza miała być na czczo. przepraszałam, że mimo, że byłam opuchnięta, nie kładłam się, tylko siedziałam na taborecie przy starszej. niepewna czy nie stracę ich obu.
trzy lata. cholerna rocznica.
cały dzień targało mną całe spektrum emocji. żalu, że ma takie dzieciństwo, rezygnacji, że niewiele mogę, wkurwa, że to tyle trwa i radości, że jest tak dobrze, spokoju, że jesteśmy zaopiekowani, miłości, że patrzę na obie i wdzięczności za to, że żyjemy.
dziękuję doktorowi Grzegorzowi Jaraczewskiemu (który skierował mnie do endokrynologa), doktor Katarzynie Ralcewicz-Rut (która zdiagnozowała nataszę i skierowała nas do centrum zdrowia dziecka), profesor Danucie Perek (która potwierdziła diagnozę i wytłumaczyła nam wszystko), doktor Annie Wakulińskiej (która opiekowała się nami w pierwszych tygodniach w szpitalu), całemu zespołowi centrum zdrowia dziecka, który jest niezwykły. niezwykły! jestem pełna podziwu dla ich pracy każdego dnia. wszystkie ciocie są nieocenione. i last but not least - dziękuję doktor Monice Kuriacie - naszej pani doktor prowadzącej, najlepszej na świecie.
fanfary.
dzięki waszym sercom, waszemu zaangażowaniu i waszej wiedzy jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.
i to jest moje trzy procent pozytywu do internetu. niech się niesie.
Jeśli tylko możemy - mówmy dobre rzeczy! Dzięki za ten wpis.
OdpowiedzUsuńMartwię się zawsze o was wszystkie trzy jak o swoje...
OdpowiedzUsuńI niech się niesie i niesie dalej i obyście tylko dobrych ludzi spotykali! Tego Wam życzę,no! I wzruszyłam się jak zawsze Matko Jedyna...
OdpowiedzUsuńJa też Państwu dziękuję. Bo dzięki Wam, mogę czytać tego bloga, wzruszać się i śmiać i czerpać. Wszystko czerpać. Garściami.
OdpowiedzUsuńzdrowia matko jedyna.
OdpowiedzUsuńi miłości.
nam wszystkim.
Bardzo poruszające to Twoje 3%..
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wszystkim bardzo dużo zdrowia!!!!
amen.
OdpowiedzUsuńTo i ja się dołożę do tych trzech procent. I dla doktora Jaraczewskiego też zagram fanfary bo i moim aniolem strozem jest!
OdpowiedzUsuńZdrowia dla Was!Podziwiam za siłę!Oby więcej nas było z trzyprocentowym nakręceniem!tadam:)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńOt, życie. Może dożyjemy czasów, kiedy te 3% będzie głośniejsze niż 97? Tak, wiem. z rachunku prawdopodobieństwa miałam pałę. Za to z nadziei 5+ :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo i ja podziekuję, że jesteście z nami, ja mogę czytać ten dobry procent. Dzięki :-*
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Jak się chce dobrze, to się robi dobrze, mówi dobrze i wychodzi na dwór bez telefonu. Na ogród, do dzieci, do sklepu powiedzieć "miłego dnia" i uśmiechnąć.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam zdrówka, zdrówka i zdrówka. Takiego na 100 procent.
Cholerna rocznica - nic dodać, nic ująć. I jest miejsce na wdzięczność, na pozytywy, na uśmiech przez łzy. Matko, jesteś wielka. Posyłam Wam wielką kulę dobrej energii.
OdpowiedzUsuńPosyłam dobrą energię i cieszę się na te wszystkie słowa. Dobrze, że jesteście :) Niektórym się nie udało trafić tam gdzie trzeba :) Słońca życzę
OdpowiedzUsuńSuper wpis :) Oby więcej takich się pojawiało i mam nadzieję, że może za kilka lat będzie odwrotnie, tzn. 3 % to będą złe opinie, a 97 te dobre :)
OdpowiedzUsuńDuży szacun dla CIEBIE. Dzięki temu o czym,w jaki sposób...Moje Małe Czlowieki przytulam nie 100,a 1000razy na dobę.I Love You..
OdpowiedzUsuńChciałabym abyśmy też mogli mieć taką rocznicę nawet pierwszą. Cholerną. My 6lat czekamy na diagnozę u naszej starszej 7letniej. Szukamy też wciąż lekarza, któremu kiedyś być może będziemy mogli podziękować...
OdpowiedzUsuńTeż niosę w świat i chwalę :-) (choć też się nasłuchałam lekarzy od "konglomeratu wad", "trupiosinej", "niemancoliczyć" etc.).
OdpowiedzUsuńAle też spotykam, więc się dziwię, że tylko trzy procenty.
Bywajcie w zdrowiu i w uciesze!
3 jest większe niż 97
OdpowiedzUsuńdziekuje ci matkojedyna my maluczkie czlowieki zdrowka zdrowka niech sie niesie
OdpowiedzUsuńIlez to razy sobie o Was mysle. Niech sie niesie.
OdpowiedzUsuńNo nie bylo mi tym razem do smiechu kiedy czytalam... zdrowia ❤️
OdpowiedzUsuńTylko takich lekarzy wszystkim życzę. Aktualnie, zostałam odesłana z kwitkiem z gabinetu, gdyż wyniki są złe, trzeba szukać przyczyny, ale skoro nie planuje ciąży aktualnie, to mam wrócić za pół roku. Mhm.
OdpowiedzUsuńPo Twoim wpisie wiem, że trzeba szukać, drążyć i pukać do różnych drzwi. Mam nadzieję, że dobrze trafię i wniosę swoje 3% do internetu.
Zdrowia. Miłości. I miłości.
Może nie odniosę się do głównej myśli, ale ostatnio i we mnie rozterka była. W sensie - dziecko w brzuchu, a mąż ukochany choruje, teraz od tygodnia w szpitalu. Po przeczytaniu posta dało mi to nadzieję, że pomimo tego, że nie poświęcam małej tyle czasu, uwagi, nie gadam do brzucha, bo martwię się każdego dnia o mojego lubego, on me myśli wypełnia, to może po porodzie jednak nie będę najgorszą matką. Pokocham, bo miłość przyjdzie razem z jej wykluciem. A ze teraz mysli przy mezu, to nie jest to złe.
OdpowiedzUsuńAż mi się śniło, że Ci dziekowalam za wpis "trzy procent".
Dziękuję :)
anonimowość wyzwala najgorsze instynkty
OdpowiedzUsuń