czwartek, 5 stycznia 2017

cała ja.

czasami sobie zaprzątam głowę rozmyślaniami typu: czy wszystkie ludowe prawdy są prawdami i co, jeśli jedna zaprzecza drugiej. nawet nieszczególnie się na tym skupiam, ale takie myśli przychodzą i są. zupełnie jak te, że kiedy oglądam gwiezdne wojny, to się zastanawiam kto im w tych wszystkich statkach okna myje i że wiem, że jeśli już, to pewnie jakiś robocik, ale czym? na mokro czy jak? albo czy w próżni może być ciepło, albo zimno, czy próżnia to próżnia, nic. wiem, że na niektóre pytania są odpowiedzi, ale jest czasami bardzo miło ich nie znać.

jeśli idzie o prawdy ludowe, to od wigilii zastanawiam się czy to prawda, że jaka wigilia, taki cały rok. i że chyba nieprawda, bo inaczej musiałabym codziennie popłakiwać od osiemnastej do dwudziestej trzeciej, chodzić obżarta pierogami i śpiewać kolędy, co akurat dzieciom nie przeszkadza do samego lipca.

no i jeśli wigilia na przykład nie jest w poniedziałek, tylko w inny dzień, a mówi się też, że jaki poniedziałek, taki cały tydzień, więc jeśli wigilia jest w inny dzień, dajmy na to w czwartek, to do czwartku jest tak, jak w poniedziałek, a od czwartku tak jak w wigilię, a w poniedziałek od nowa? to gdzie ten cały rok? no tak sobie myślę.

że jaki początek roku, taki cały rok. przecież zazwyczaj początek roku jest przeleżany w cielesno-psychicznym bezwładzie na kanapie z bólem głowy i familijnym kinem przed oczami. ja wiem, że sporo osób w naszym pięknym kraju tak właśnie potrafi spędzić rok, ale znowu nie ma tych osób aż tyle. a co z rzeczami niezależnymi od nas? czy jeśli przy nowym roku dostaniesz okres, to przez cały rok będzie cię krew zalewać?

ale jakichś prawd chcę się trzymać i kiedy zaraz po nowym roku, a był to poniedziałek, a wiadomo, że poniedziałki nie cieszą się zbytnią przychylnością społeczeństwa, więc nie dość że poniedziałek, to jeszcze nowy rok, ale ja dziarsko próbowałam stawić czoła temu festiwalowi niepowodzeń, wówczas pan, przemiły pan, podarował mi bilet parkingowy, którego nie wykorzystał. a ja wtedy wiedziałam, że to będzie dobry rok.

i aż poszłam do lumpa i tam kupiłam sobie bluzę-dziwadło za osiemnaście złotych, którą nie wiadomo jak się nosi, ale ja lubię takie wyzwania i to mnie też utwierdziło w przekonaniu, że to będzie dobry rok.

i jak kolejnego dnia przyszedł pan spisać licznik od wody, a ja akurat nagrywałam filmik, który wymagał ode mnie sporego urodowego nieładu, do czego akurat nie musiałam się jakoś szczególnie przygotowywać, po prostu wstałam z łóżka i już, no więc kiedy przyszedł ten pan, to ja wiedziałam, że to jest kolejny etap końca budowy i ja wiedziałam, że to będzie dobry rok.

tak więc stałam w nieporządku, ale szczęśliwa, z panem przed nosem i nawet zażartowałam, że gdzie ja mam licznik, a on, że pewnie w garażu, a ja oboże, to musi pan chwilę poczekać, bo muszę zbudować garaż. i czekam na jakieś hahaha, nie jakieś głośne, ale chociaż na jakiś grymas ustem w górę. czekam, a tu nic.

i dopiero jak pan wyszedł, to się okazało, że po prostu najzwyczajniej w świecie mam wielką krwistą plamę w okolicy niedługo-znów-pieluszkowej. 

cóż, ten rok nie będzie się różnił niczym od poprzednich i następnych.

9 komentarzy:

  1. niezwykła jesteś ;-) A rok będzie dobry, mówię Ci ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha , to mam nadzieję, że o mnie krew nie będzie zalewać cały rok ;)
    Co do prawd, zabobonów itp nie ma to jak o 23:45 szybko biec ściąnąć i poskładać pranie z suszarki, bo mi się przypomniało jak babcia mawiała, że nie może wisieć na przełomie roku.
    ... Ale ciekawe czemu ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie się mówiło, żeby nikt nie umarł.

      Usuń
    2. żeby się nieszczęścia nie przeciągnęły na następny rok!

      Usuń
    3. no to UFFF! u mnie o północy się dopiero wirowało! :P ��

      Usuń
  3. Ło Matko! Toż ja prania nieposkładanego miałam wtenczas pełen strych. Co gorsza nic w tej materii nie zmieniło się do dnia dzisiejszego.
    Eeee tam, kto by wierzył w te zabobony ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zawsze zastanawiam się jak oni się załatwiają i myją w tych filmach akcji, skoro ciągle muszą uciekać i takie tam ;-) Miło, że nie jestem w tym dziwactwie osamotniona :-P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja to kiedyś wracam w letni dzień do domu, staję przed domofonem, mimochodem (dziwne słowo) spoglądam na swe odbicie w szybie i co widzę?.... Widzę coś dziwnego w okolicy dekoltu letniej bluzeczki. Dotykam to coś nerwowo i orientuję się, że właśnie najprawdopodobniej przebyłam pół miasta z odpiętym i podjechanym pod szyję stanikiem.
    Też poczułam się bardzo kobieco.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szłyśmy kiedyś z kuzynką przez miasto, daaawnoo temu, akurat lato było w pełni,a wtedy były modne spódniczki "lambadki". Budziłyśmy zainteresowanie, wiadomo: ładne, młode..he he..po czym się okazało, że plecak i lambadka to złe połączenie! Jakimś cudem cała spódniczka - u mnie i u kuzynki, zadarła się pod plecak! na szczęście stringów sie wtedy nie nosiło :P
    loonei

    OdpowiedzUsuń