do babci moich dzieci przyjechały na wakacje ich kuzynki. i jednakowoż tudzież poniekąd również wnuczki tej samej babci. albowiem moja teściowa ma dwoje dzieci, a każde z tych dzieci ma dwoje dzieci. jako, że kuzynki są starsze, to szwagrostwo przeciera szlaki, my zaś potulnie czerpiemy z ich doświadczenia, ponieważ starszą córkę mają taką, jak nasza starsza córka, a młodszą, jak młodsza. z charakteru podobne w sensie.
i jakoś przestało mnie bawić, że na te starsze dziewczynki mówiliśmy, kiedy były młodsze, per dzikie zwierzęta. odkąd sama mam dzikie zwierzęta, jest mi jakoś nie do śmiechu. najchętniej momentami po prostu podałabym pożywienie na łopacie i zniknęła.
to od starszych wzięły się także ksywy, jak się okazało, przechodnie, mianowicie bezlik rozmów i turbo doładowanie. dziewczyny są o wiele starsze od moich, toteż moje mają wzorce do naśladowań. zwąchały się już jakiś czas temu - starsza ze starszą, a młodsza z młodszą, tak więc kiedy kuzynki spotykają się wspólnie, odbywają się zajęcia w podgrupach. starszyzna siedzi przy stole i czyta/rozwiązuje, młodzież zaś, sieje zniszczenie i wymusza na babci remont mieszkania.
moje dzieci patrzą w kuzynki, jak w obrazek, a ja straciłam na dwa tygodnie cały szacun.
moje córki zrywają się o godzinie piątoszóstej, a zwłaszcza jedna, ta bardziej energiczna, która nie mówi "r" i skacząc po mnie, a także chcąc jechać do babci krzyczy: "kuzynki! huja!" na co mój śpiący mózg huczy mi w głowie, że właśnie ni chuja. że śpimy. że natychmiast jeszcze śpimy. że jak chcesz mleko, to ja ci nawet zrobię, ale daj pospać. nie odzywam się jednak słowem, tylko wstaję, nie wiem, chyba zrobić to mleko, a "skojo wstałaś, mamo, to moze, moze... śniadanko/pocytamy/na dwój?". najlepiej wszystko jednocześnie.
poszliśmy niedawno z ojcem jedynym zabrawszy wszystkie dziewczyny na krótki spacer do piekarni. zagadnięto nas czy mamy same córki. powiedziałam, że tak, a potem, że nie, a potem znów, że tak, ale że nie wszystkie z tych dziewczynek są nasze, ale że faktycznie, w domu same córki. u męża znaczy, bo u mnie jest jeden chłopiec. nie wiem co pani z tego wyniosła, bo ja mówiąc to wszystko wynosiłam zojkę, żeby nic nie wyniosła i przeganiałam resztę, żeby niczego nie rozniosła.
wyszliśmy i ojciec jedyny zadał retoryczne pytanie czy wyglądamy tak staro. i uświadomiliśmy sobie, że oczywiście, że nie.
my po prostu jesteśmy starzy.
"Hujja" hehe u nas też dokładnie tak samo brzmi :D
OdpowiedzUsuńStarość nie radość, młodość nie wieczność, o! A człowiek i tak ma tyle lat, ile sobie pozwoli mieć. Matko jedyna. Pociąg mi uciekł!
OdpowiedzUsuńale seksualny?
UsuńStarość nie radość, młodość nie wieczność, o! A człowiek i tak ma tyle lat, ile sobie pozwoli mieć. Matko jedyna. Pociąg mi uciekł!
OdpowiedzUsuńkuzynki to skarb :) wiem, właśnie sama przerabiam napad szarańczy z rawicza czyli moich 2 siostrzenic, też starszych niż moja półtoraroczna Maja i 4 miesieczny mieszkaniec brzucha :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Was serdecznie, PS Magda czekam na Fb na zdj do wpisu
Aga z www.makeonewish.pl
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń