dokładnie trzy lata temu moją twarz
okrasił grymas, który trudno byłoby opisać najpiękniejszym, ale
poprzedził on najpiękniejsze wydarzenie w moim życiu. grymas
wywołany był wydaniem na świat mojej pierwszej córki, mojego
serca, oczka w głowie, oraz siedemnastoma godzinami skurczów co trzy minuty,
czterema bólami partymi, krwotokiem, pęknieciem żył w obu oczach i
zamienieniem się z gówniary udającej dorosłą w dorosłą,
przejętą, troskliwą, ale jednak wciąż pozostającą sobą, kobietę. bolało. pewnie, że bolało. mówienie banałów w stylu "musi
boleć" jest daleko poza mną, mówienie oczywistości jest dla
mnie marnacją czasu, tlenu, świadomości i głowy odbiorcy.
nie wiedziałam, jak będzie. nie
wiedziałam, że zakocham się bez pamięci. nie wiedziałam, że z
uśmiechem będę tracić przytomność ze zmęczenia, że z bólem
cycków będę z szacunkiem dla tego małego człowieka przystawiać
go do piersi. że z bólem duszy będę patrzeć na jej pobudkę każdego dnia zyskując co rano jeszcze większą świadomość, że kiedyś mnie opuści
i by była z tym szczęśliwa, bo mnie to również uszczęśliwi. nie
wiedziałam, że zabierze mi beztroskę na zawsze, że jej nieobecność pokaże mi czym jest prawdziwa tęsknota, że będę z nią jeździć
do wielkiego szpitala, walczyć o życie, o uśmiech, o spokój, o
brak bólu, o komfort, a to wszystko w swojej własnej niewygodzie,
strachu, smutku, ale przede wszystkim nadziei. nie wiedziałam,
że można tak kochać, choć od czasu jak pokochałam męża, wydawało
mi się, że bardziej nie można. można. nie wiedziałam, że każdego
dnia można kochać jeszcze bardziej. nie wiedziałam, że nic nie
będzie ważniejsze niż dzieci. minęły trzy lata, odkąd
przewartościowałam swoje życie, bez żalu, z wdzięcznością dla
ciałka, które przyszło. dla uśmiechu, czarnych, wielkich oczu,
drobności, kościstości, małych, wąskich, ruchliwych stópek,
poczucia humoru, głośnej miłości, spodni spadających ze zbyt
chudej dupki, z siku i pić kilka razy w środku nocy. ciałka z "nie!",
z "tak!", z "nie chcę!", z "chcę!". nie wiedziałam. gdybym wiedziała, zrobiłabym to o wiele szybciej. ale czy wtedy byłabym sobą teraz? czy natasza byłaby tą nataszą?
gdyby, gdyby, gdyby. nic po 'gdyby' nie ma sensu. nie istnieje. zmarnowane słowa.
mamo, co cię tak śmieszy?
a, bo wujek nie mógł przez telefon
zrozumieć słowa "zjezdżalnia", mówił: co? zuzanna?
mnie też to śmieszy. ale na niektórych
wsiach nie ma w ogóle zwierząt.
szach – mat. jak zwykle, córeczko.
życzę ci, byś przeżyła swoje życie
z takim impetem, z jakim przyszłaś na świat. by twoje działania
wywoływały w otoczeniu takie emocje, jak teraz we mnie. byś nigdy
nie straciła swojej kreatywności, nigdy nie robiła tego, czego ktoś oczekuje, byś nadal kochała czytać książki, byś robiła to, co cię
spełnia, byś zaskakiwała świat tak, jak mnie każdego dnia. byś żyła w zachwycie. a wszystko tylko pod warunkiem, że właśnie tego będziesz chciała. kochaj i bądź kochana. w zdrowiu.
dziękuję, że mnie stworzyłaś. kocham cię. mama.
O Matko Jedyna! Jak pięknie! :) Zdrowia, zdrowia i zdrowia dla 3 latki szanownej!
OdpowiedzUsuńdziekuję. natasza też.
Usuń"dziękuję, że mnie stworzyłaś. kocham cię. mama." :):):):)!! Piękny tekst.
OdpowiedzUsuńpiękne...kwintesencja macierzyństwa!
OdpowiedzUsuńNic nie jest takie samo, jak było równo od pięciu lat i dwóch dni. Gdy Gburka została ze mnie wreszcie wyduszona na ten świat. I tak, tego nie można przewidzieć.
OdpowiedzUsuńZawsze wkurzały mnie teksty: wszystko się zmieni, nic już nie będzie takie samo. Ale - noż, cholera! - to prawda. I to na wieki wieków amen.
Najlepszego dla Młodziakówny :)
Urodzinowe sto lat przesyłam.
OdpowiedzUsuńwyję jak na "titaniku". nie możesz mi tego robić.
OdpowiedzUsuń100 lat mały, pięknie rechoczący słodziaku od nas wszystkich.
nie mogę Ci tego nie robić. Ciebie kocham równie mocno, mój Bracie.
Usuńpięknie opisane. aż uroniłam łzę... :)
OdpowiedzUsuńSto lat w zdrowiu Nataszko :*
OdpowiedzUsuńI przychodzą w pracy i pytają się mnie dlaczego ja płaczę, a ja mówię że coś mi tam wpadło do oka... No i tak mnie urządziłaś od rana. Nie wiem czy to te hormony tak szaleją, czy może też jestem matką najpiękniejszych dla mnie stópek na świecie?
OdpowiedzUsuńNo i makijaż diabli wzięli-cały się rozmazał...
OdpowiedzUsuńWSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO SŁONECZKO KOCHANE!!
ZDROWIA...
Oesu, ryczę w robocie :/
OdpowiedzUsuńDziś skończyłem kilkudniową podróż od pierwszych słów do tych powyżej i teraz siedzę w robocie ze świecącymi oczami. Magia! Nataszo bądź Nataszą! Pit
OdpowiedzUsuńdziękuję wszystkim. jesteście cudowni.
OdpowiedzUsuńWszyscy w pracy po blogach latają ...i wyją :)))
OdpowiedzUsuńPrawdziwe ,nie te wycie - to co napisałaś.
A jak rozwiązałaś kwestię baranka na torcie ;) ?
OdpowiedzUsuńSto lat dla Nataszki! :)
nataszka dziękuje :) problem owcy nadii rozwiązał się sam, albowiem dziecko zapragnęło mieć na torcie pettsona i findusa. jakkolwiek zadanie niełatwe, o tyle wiadomo, jak panowie wyglądaja. tort był w kształcie książki. z ulubioną okładką - goście na boże narodzenie. dziecko było przeszczęśliwe. nie został żaden kawałek tortu. dziecko nie zjadło ani łyżeczki. to starsze. bo to młodsze wymłóciło biszkopt, aż miło.
UsuńBardzo, bardzo chciałabym kiedyś złożyć TAKIE życzenia swojemu dziecku... Bardzo chciałabym potrafić TAKIMI słowami TAK opisać swoje uczucia. Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńsą takie pieniadze, za jakie to zrobię ;)
Usuńna pewno złożysz. to przecież twoja córka i ty najlepiej wiesz, czego jej życzysz.
gdzie ja bylam ze mnie tu jeszcze nie bylo... piekne!
OdpowiedzUsuńsiadaj, siadaj. kawki...? herbatki? chusteczki?
Usuń