mam w rodzinie osoby robiące karierę, osoby myślące, że robią karierę, matki myślące, że ich dzieci robią karierę, matki mówiące tylko o tym, że ich dzieci robią karierę, a także kilku normalsów.
kiedy byłam mała i jeździłam na wakcje do mamy, często słyszałam: no to zaśpiewaj, no to powiedz wierszyk, no to zatańcz. i tańczyłam, jak mi zagrano. aż razu pewnego, również dzieckiem bedąc, nuta fałszywa z piersi mej wklęsłej wyleciała i matka matki jedynej powiedziała zdanie, które najprawdopodobniej miało być wyrazem zaskoczenia, że dzieć, który zawsze pięknie występował, jakąś klęskę wokalną poniósł. to zdanie brzmiało: jezu, ty już nigdy więcej nie śpiewaj. wprawdzie krnąbrna jestem, ale dotrzymałam słowa matce, przekonana o tem, iż słoń mi nadepnął nie tylko na ucho, ale i na gardziel, a biorąc pod uwagę wklęsłość piersi do tej pory, to także i na klatę. matka moja zapewne nic złego uczynić nie chciała. pewnie przechodziłam mutację i z poznańskiego słowika zrobiłam się prowincjonalną wroną.
ponieważ nie widywała mnie pani matka zbyt często, wciąż myślała, że ma uroczą córeczkę, a nie chłopczycę wychowywaną tylko w męskim gronie, co zamiast elegancko dygać i chichotać spuszczając wzrok skryta za zadbaną dłonią, uczyła sie pluć na odległość i otwierać piwo okiem. co więcej, matka matki matki jedynej, czyli moja babcia kochana, do tej pory myśli, że zdoła mnie przekonać do plisowanej spódnicy. najlepiej od jakiegoś znanego projektanta. otóż ani do plisowanej, ani do innej, ani żadnej rzeczy, która jego jest. o ile nie jest wygodnymi spodniami.
od lat babcia i mama przekonywały mnie, że nogi mam krótkie a krzywe i to najpewniej po tamtej rodzinie, toteż najlepszy krój dla mnie to będzie sukienka o przedłużonym stanie z pliską. ponieważ w tamtej rodzinie babcia była krawcową, dała się raz namówić na wyczyn tego typu. i ja, i babcia uznałyśmy, że owszem, podstawówka skończona na galowo i już się więcej wygłupiać nie będziemy i będzie mi, tak jak wszystkim chłopakom w domu, szyła portki adekwatne do ulubionej naonczas muzyki. robiła z rurek dzwony i odwrotnie.
u mamy zaś miałam postawiony wzór, do którego miałam tęsknić prawie do ostatnich dni swoich, gdybym się z kuzynką nie rozmówiła w temacie. mnie ją stawiano za wzór mody i urody kobiecej, mówiąc, że trzeba się ubrać odpowiednio do figury. i ten przedłużony stan oraz pliska ukryją moje biodra, nogi et cetera. zwłaszcza chciałam, aby mi et cetera nie wystawała znikąd. a później okazało się, że jej mnie stawiano za wzór, że co ona taka blada, skoro ja taka czorna i że zawsze pięknie śpiewam (sic!).
nie wiem co miało na celu wychowanie nas w ryzach: 'a ona...', ale wiem, że żebym zaśpiewała musiały minąć lata, musiałam brać lekcje i do tej pory mam potężne wahania oraz kilka nagród na koncie z konkursów wokalnych. kuzynka zaś wystawia twarz do tajskiego słońca, by mniej bladą być, a jakże.
otóż postanawiam co następuje. zawsze bedę dzieci chwalić, przenigdy nie zasadzę babola typu 'nie śpiewaj'. jeśli będą miały ochotę na wykon, to proszę bardzo, jeśli nie, to nie. oraz pokażę im, owszem, sukienkę z przedłużonym stanem i z pliską, ostentacyjnie przybrawszy wyraz twarzy z gatunku gówno pod nosem, ale jak bedą chciały, to niech noszą.
z tymi nogami wcale nie jest tak źle - widziałam, w ""dzięki Bogu już weekend' :)
OdpowiedzUsuńtako i ze śpiewaniem - widzisz.
Usuńto porównywanie do kuzynki chyba jakieś "modne" było...
OdpowiedzUsuńa ić pan do boru.
UsuńJa żyję z niską samooceną, po takich właśnie różnych porównaniach i komentarzach: lepiej nie śpiewaj, lepiej nie graj, lepiej nie pisz... Córkę chwalę na każdym kroku, ale ostatnio wyczytałam, ze to też nie dobrze, bo jak ktoś jest nieśmiały/wrażliwy i jest cały czas chwalony to wtedy buduje w sobie lęk, że nie sprosta wymaganiom. J ja sobie wtedy zdałam sprawę z faktu, że na pewno nie skrzywdzę swoich dzieci tak jak kiedyś moi rodzice mnie. Ja po prostu zrobię to inaczej.
OdpowiedzUsuńPS. Super skecz w DBJW :-D
Tak..ja jestem tym dzieckiem co mama zawsze mnie chwaliła i coś w tym jest...i tak źle i tak niedobrze!
UsuńZ zimnego chowu będąc, gorący uprawiam. Oby tylko nie żar tropików. Boję się, jak mnie dzieci kiedyś na blogach opiszą. Ale już wtedy stara będę, ślepa i z Alzheimerem, niech piszą, jak im ulży.
OdpowiedzUsuńBliski mi wpis. Auć. Które to już "auć" ?
Ach, wspomnien czar. Magda, te sukienki z przedluzanym stanem to rowniez zmora mojego dziecinstwa. CZerwono bezowa w pepitke, brrrr. W moim przypadku mialy pewnie zakrywac patykowate, chude nogi i dziure miedzy udami, dziure tak wielka, ze pies z buda i swinia cwalem przebiegnie i nie dotkna tych ud nawet. A tak serio... nasza babcia i mamy, maja gdzies w glowi zakodowane, ze wzyscy musimy dazyc do perfekcji. moja mama byla lania z krzywymi nogami, twoja - nie wiem. 99,9% ludzkosci sa pelne, w ich oczach, wad a ten jesen mikroprocent to tzw. pieknosci skonczone, do ktorych sie modlic nalezy. Co zas do porownywania - Ty z bratem twoim byliscie sliczni, a ja jak chlopak z krotkimi, rzadkimi, dredowatymi wlosami. Wy piekni bruneci, ja brzydka bezbarwna. Wy spiewaliscie i tanczyliscie, ja falszowalam i poczucia rytmu nie mialam ("Ewa, przebiegnij sie do trzepaka i zrob fikolka." No tak, mowilam, bez gracji i miekkosci, wszystko to kanciaste jakies). Wy utalentowani matematycznie, ja - corka i wnuczka matematykow- tepa jak but z matmy. i tak mozna by kontynuowac w nieskonczonosc, co ci bede mowic.
OdpowiedzUsuńobie teraz pewnie mamy zakodowane w glowie, ze nasze dzieci beda slyszaly, ze sa piekni, utalentowani, moga osiagnac co tylko chca, a jak pierna to im klaszczemy, ze pieknie. I super :) odetnijmy sie od tego starego nawyku.
P.S. za moich czasow niebieska, plisowana spodnica z kola to bylo to. krecila sie i wszystkie dziewczynki mialy. z wyjatkiem mnie, oczywiscie
Ja też miałam ideał kuzynki, Agniesia. I nie cierpię jej do dziś:)
OdpowiedzUsuńczytam i nie wierzę, że problem "idealnej kuzynki" jest na skalę ogólnopolską, jak nie ogólnoświatową. Ja swoją też przestałam lubić, bo taka mądrzejsza, ładniejsza, potrafi się zachować i dobre szkoły kończyła, a jakiego męża znalazła :O
OdpowiedzUsuńTylko nikt nie brał pod uwagę, że ja miałam 10 lat, a ona 18 i wymagania mnie przerastały. Moja córeczka będzie wiedziała, że dla mnie jest idealna i nie musi robić wszystkiego idealnie.
Jak mi babcia powiedziała "No zaśpiewaj jakąś piosenkę!" miałam 5 lat i odpowiedziałam "nie jestem małpką w zoo" i się skończyło...żadna ciocia czy kto inny nie prosił mnie o wierszyki ;p
OdpowiedzUsuńależ żeby mnie nikt źle nie zrozumiał. ja się z kuzynką bardzo lubię. nie nasza wina, że ona jest chudą, zgrabną długonogą blondyną, a ja czornym czortem z zacięciem występowaczym.
OdpowiedzUsuńCo nie znaczy, że gorsza :) Inna? Po prostu swoja własna.
UsuńBo dzieci należy chwalić za nawet najmniejsze rzeczy i wspierać co kolwiek sobie zdecydują...mój syn trenuje piłkę nożną: widział ktoś baletnice na boisku? ...jest chudy i długi i latając za ta piłką wygląda jak taka panna występująca na scenie, ale kocha piłkę i my go wspieramy, a co za tym idzie gdyby przybrał trochę to byłby z niego całkiem niezły piłkarz. Technikę ma gorzej z masą przebicia...I w dodatku cieszy się, że dzięki pustym kością jest szybszy bo wiatr go pcha ;)
OdpowiedzUsuńPrawda, że "porównywarka" dzieciowa jest koszmarem dla większości.
OdpowiedzUsuńJa nie stosuję takiej metody wobec mojego syna. Tłumaczę, że każdy jest inny, każdy w czymś dobry, a w czymś słabszy. Nie lubisz śpiewać -to nie śpiewaj, lubisz skakać - to skacz, czuj się dobrze ze sobą, będziesz wtedy szczęśliwy! A mama będzie się mogła pochwalić zadowolonym, uśmiechniętym, wesołym i tolerancyjnym dzieckiem :)
Święta prawda!
OdpowiedzUsuńja nie mam bioder, oczywiście po rodzinie od taty strony, co mi co jakiś czas mama przypomina :) że figury to ja jednak nie mam po mamy rodzinie....trudno, mówi się
OdpowiedzUsuń