poniedziałek, 24 czerwca 2013

kółeczko.

miałam to takie kółeczko założone, żeby się dziecko nie urodziło zbyt szybko, a w połowie ciąży chciało wyjść. pan doktor założył kółeczko, kazał leżeć trzy razy dziennie półtorej godziny i oszczędzać się. potem starsze dziecko zapadło na chorobę, że nie dało się 10 minut dziennie usiedzieć, a co dopiero uleżeć i to jeszcze w szpitalu.
kółeczko zdjęto mi 28 maja, 27 spakowałam się do szpitala, założyłam dres, wygodne buty, bo ja idę rodzić. jest 23 czerwca. jestem JUŻ jeden dzień po terminie, a ta mała dziewczynka siedzi we mnie w najlepsze.
ta duża dziewczynka krzyknęła była do brzucha dziś: Zojka, wyłaź, pobite gary! ale tamta nic sobie z tego nie zrobiła. nic.
jutro idę na ktg, taką maszynkę, co sprawdza tętno dziecka i skurcze macicy, do przychodni, w której pracuje mój lekarz, ale mój lekarz aktualnie nie pracuje, gdyż albowiem ma urlop i se jedzie do zakopanego. akurat na te dwa tygodnie, co ja mogę przenosić. nie przenoście nam tej ciąży zbyt odleeegleee! -zaśpiewało mi się fałszywie, ale tylko w linii melodycznej, bo w słowach to jestem pewna, że dobrze było. ja naprawdę chcę urodzić. boję się tej nowej sytuacji, ale chcę już się móc jakkolwiek poruszać, choćby po domu.
jak ja będę funkcjonować? nie wiem. ale frustracje już podwiązałam niteczką w głębi gdzieś siebie, odwiążę, jak już będę mogła bezkarnie ryczeć. na razie muszę działać, żyć, a czasem to i nawet zmyć podłogę.
no ale czy to kółeczko było potrzebne? pewnie było, jakby nie było kółeczka, to może byłaby paranojka co robić ze skróconą szyjką. dobrze, że było kółeczko. kółeczko ratunkowe. tylko, że ja już umiem pływać, więc teraz poproszę do brzegu. Zojka mnie naparza od środka, jakby biła rekord w delfinie rozpaczliwym ku barierce i z powrotem. jak wystawi girę/tyłasek, to aż miło poczuć ten ból. takie sobie ćwiczenia przed porodem robimy.
ja się naczytałam już o starzejącym się łożysku i ja już mam lęczki. mała jest, to może sobie chce podrosnąć, żeby ją mama dobrze przez ten poród zapamiętała? dzieciątko moje, mój świat już ma dwa pępki, od czasu, jak się o Tobie dowiedziałam, tak więc bądź na tyle łaskawa, żeby nie przedłużać tego czasu, co go możemy już spędzać tuląc się do siebie, a nie, że Ty mi wisisz na podrobach i kręgosłupie, a ja Cię głaszczę łapką, a tuli Cię i całuje starsza siostra oraz Ojciec Jedyny, do którego Ty się wystawiasz, a który się obawia tych szpiczastych kształtów z głębi swej jedynej póki co żony.
i spać powinnam, a nic takiego się nie dzieje. potem rano niewyspanam jak niewiemkto. i dyszę i sapię, że aż lokomotywę recytuję po mistrzowsku.
poza tym jakieś hormony cały czas buzują. patrzę na Nataszę i ryczę. tak mnie wzrusza. a jak jej nie ma, jak śpi albo jest u babci, albo na leczeniu z tatą i ja na zdjęcie patrzę, to aż się zachłystuję rykiem swoim własnym. no to raczej hormony, bo co, wrażliwa bym taka była? kocham ją nad wyraz, to wiem. ale żebym? ja? że matka? czy że co? zwalę na hormony. przez dwa lata jeszcze na tym pociągnę, a potem jakąś niestabilność emocjonalną sobie w sobie ustabilizuję.
i to kółeczko mnie zastanawia. czy to kółeczka wina? czy to nasze życie to takie kółeczko? znowu dwa lata do jakiegoś constans w porozumieniu.
i kolejne kółeczko założyć. żeby w tym już się nie kręcić.
kółeczku.
no to idę spać. jak wczoraj, jak dziś, jak jutro.
życie w kółeczku.