od jakiegoś czasu, od dosłownie kilku dni, natasza idzie kilka metrów za mną. nadeptuje, albo nie nadeptuje na linie, chodzi tylko po szerokich, albo tylko po białych, tańczy, wchodzi na krawężniki, rozmawia z roślinami, macha rękami, mówi coś do siebie, śpiewa.
jesteśmy w mieście od prawie tygodnia. staram się jej zapewnić rozrywki, jak już skończy chemioterapię. wykorzystuję to, że jesteśmy tylko we dwie i to, że jesteśmy w warszawie.
boję się, jak tak sama chodzi. wystawiam rękę, do której zawsze przybiegała, którą chwytała. czekam na nią. podchodzi, ale mnie nie dotyka. idziemy dalej, by za parę metrów znów zostawiła mnie dla swoich spraw.
"bądź przy mnie" - proszę. "bądź, to jest duże miasto, chcę mieć cię przy sobie". "mamo, ja cię cały czas widzę" - odpowiada.
a ja wiem, że ona dokładnie wie, gdzie jestem.
"idź przodem", proszę, chcę i ja ją widzieć cały czas. "ale ja nie wiem dokąd" - odpowiada mi moje mądre dziecko.
kłuje. boli. nie jestem już jej tak bardzo potrzebna. moja malutka córeczka przestaje być dzieckiem przyczepionym do mnie. urywa się gumka pomiędzy nami. ten latawiec porywa wiatr.
bardzo tego chciałam. bardzo. nie chciałam jej osaczać, nie chciałam, żeby była mamuni córeczką. chciałam, żeby była wolna. autonomiczna. ale żebyśmy rozmawiały. i tak jest. ale boli.
"co tam mówisz pod nosem?" - pytam. "nic do ciebie, mamo". sama przed chwilą jej powiedziałam, że może mieć swoje sprawy i swoje tajemnice, jeśli nie chce mi mówić, to nie musi.
idę przed siebie, ale najchętniej wydłubałabym sobie oczy i przyczepiła do potylicy.
moje dziecko dorasta.
i to o wiele bardziej uświadamia mi upływ czasu, niż jutrzejsze urodziny.
teraz stoję z pustą dłonią, wyciągniętą w stronę starszej córki. niedługo zostanę z pustym sercem i pustym domem, dlatego muszę zrobić coś dla siebie.
żebym nie zwiędła, kiedy ich zabraknie obok. żebym mogła się cieszyć ich wyprowadzką z domu, ich miłościami i samodzielnymi decyzjami. bo to wcale nie tak odległe.
sama jeszcze wczoraj szłam mrucząc po krawężniku w ohydnej spódnicy na pasowanie na ucznia.
a to "wczoraj" było trzydzieści lat temu.