wtorek, 28 stycznia 2014

kominek.

zastanawiałam się dziś, że może ktoś się zastanawia, a w zasadzie chyba ja sama się zastanawiam, jak to jest, że mówię, że nie mam czasu, a piszę tu i na fb. i czytam. i odpisuję. kiedy to się dzieje? kiedy nadchodzi czwarta, najpóźniej piąta rano, moje drugie dziecię zaczyna dzień. za starych, dobrych czasów ja zaczynałabym noc, ale stare, dobre czasy minęły bezpowrotnie, bo nawet jak kiedyś pójdę napić się dowolnego alkoholu, nawet, jak przechoruję cały następny dzień, to dnia trzeciego wrócę do pociech nie zapomniwszy o nich w tym upojeniu ani na sekundę. beztroska minęła. tak jak spanie do południa, siedzenie nocami, marnowanie czasu bez opamiętania. tak więc, chcąc czy nie, wstaję rano. ponieważ nie zrywam się jak oparzona, wręcz przeciwnie, przynoszę maliznę do nas, a o tej porze jest już nas w łóżku troje, i tam, próbując choć jeszcze chwilę poudawać, że nie wstałam, zajmuję się zojką. to wszystko po cichu, bo reszta śpi. więc za bardzo nie mogę  ćwirzyć, ćwikać, ćwierkać, czyrkać, czykczyrykać. trochę pokląskam, pokąsam, potem następuje seria przewrotów celowych (zabawa), wymuszonych (ucieczka podczas przewijania), podrzutów, uścisków, przytuleń, pierdziawek w szyję, całusów, podjadań, podgryzań, podśpiewywań, recytacji, pisków, wizgów. w okolicy dziesięć po czwartej jestem styrana, a zoja dobrze rozruszana na resztę dnia. włączam wtedy potajemnie telefon i trzymając za rajtuzy dziecko o temperamencie żuka, czytam, piszę, rozważam. młodzież młóci pościel odnóżami dolnymi, potem, jak się jej uda przedrzeć, to młóci siostrę, wstaje, gada, robi to wszystko, czego ja śpiącym daruję.
no i dziś przeczytałam, o tu, że kominek we mnie pokłada nadzieję. mnie się od razu fraszka pomyślała, bo była piąta rano jednak, o treści: niech żywi nadziei nie tracą. nadziei? ale na co?
drogi kominku. kopłeś mię waść zaszczytem w oba półdupki. postaram się sprostać. ale nie dla ciebie. dla siebie. żadne mnie zaszczyty, ani kariery nie złamią, jakem matka jedyna. i taka napawana sobą, tkwiłam w rozbebeszonej pościeli, połechtana jednak do żywego. i kiedy tak tkwiłam, do parteru, jak zwykle, przywiodło mnie dziecię. swoją mikroelektrownią umieszczoną na biodrowych panewkach parło zaciekle do przodu, a uzbrojona w dwa zęby paszcza mówiła: a ja? a ja? a ja?
przepraszam za niesubordynację. 
a więc. 
dzieci nadal cudowne.

9 komentarzy:

  1. 1. czytam i bede czytala bo mnie rozwalasz ;) swoimi przemysleniami i zartami i w ogole
    2. bede glosowac na twoj blog
    3. jak Twoje dziewczyny bede mialy z 20-25 lat i wyjada gdzies na studia to wtedy bedziesz mogla polezec do poludnia ;) - ja tak sobie tlumacze jak moje budza sie po 6 razy w nocy i zaczynaja dzien o 5 rano :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko jedyna, Matko - nadziejo... gratuluję zaszczytu. Należał się.

    OdpowiedzUsuń
  3. "pani z kabaretu narodziła dzieci, które są zabawne, mądre i bystre, jak ich mama. albo bardziej." już samo to mówi, że blog jeden z lepszych i zgadza się zgadza ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaszczytny to ranking , dumną być należy ;) Nadzieję pokłada młodzież , nie zawiedź młodzieży ;) Toć światem rządzą blogerzy .

    http://karuzelka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. masz styl, którego ja nie mam :)

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. gratuluję matko - należało Ci się, w końcu kto jak nie Ty jest gw1azdą wschodzącą (co dzień rano... i wieczorem) :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super!
    Przejrzałam ten ranking i okazuje się oprócz Twojego bloga innych nie znam. No może o dwóch jeszcze słyszałam i do jednego raz zajrzałam ;) A Ciebie czytać mam zamiar nadal bez względu na to czy jesteś w kominku czy w piekarniku :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje dziecko wstaje zazwyczaj o 7 i wydaje mi się, że to za wcześnie, a Twoje o 4 -5 ? jak to możliwe? Podziwiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Za to moje czasem ida spać o 2-3 w nocy, jak się przestawia, a często tak maja. A potem śpią do 11. A matka siły nie ma żeby je wczesniej zbudzić bo sama tez SPI, a potem znów hulamy do 3. Właściwie one hulaja ja padam.

    OdpowiedzUsuń