poniedziałek, 12 maja 2014

toy story.

kiedy właśnie chcesz być najciszej na świecie, bo dzieci usnęły ledwo co, a już jest, kurna, dwudziesta druga nad ranem, a ty masz jeszcze zrobić obiad, upiec ciasto, pomalować kuchnię i przestawić meble w salonie, w taki zwyczajny poniedziałkowy wieczór, zdarza się to, co w podrzędnych amerykańskich komedyjkach. włazisz w aluminiową miskę pełną sztućców, też aluminiowych, przygotowanych do wyniesienia na strych, albo potrącisz ręką karton z kapslami, co stał na krawędzi komody, a ty się zbierałaś tyle razy, żeby to wyrzucić, no to teraz zbierasz, albo wleziesz w grającą zabawkę.

nie postrzegam grających zabawek jako plagi egipskiej, więcej, kiedy moje dziecię (jedno i drugie) dostaje do ręki grającą zabawkę, znika na jakieś, ja wiem, może i nawet piętnaście minut! kocham grające zabawki. uwielbiam. mam słuch wybiórczy i nie przeszkadza mi naparzanie tych koszmarnych dźwięków, idiotycznych melodyjek i słodkiego głosiku pani od gąsienicy, garnuszka, pieska czy innego badziewia śpiewającej na tę samą melodię hitów w stylu "jedna kulka lodów, czas podzielić się, druga kulka lodów, w sumie będą dwie" czy "ciasto lep, ciasto gnieć, chce się jeść, panie piekarzu, chcę szybko ciastko mieć. gnieć je, lep je, zrób z literką CE, upiecz w piekarniku dla dzidzi i mnie". pomijam tendencję dzieci do samplowania tymi urządzeniami. znam dziecko, które wciskało tylko jeden klawisz w zabawkowym laptopie. do tej pory krewni i znajomi tego królika na pewnego ssaka nie mówią inaczej, niż "de-de-delfin. de-delfin. delfi-delfin. de-delfin".

grające zabawki potrafią się odezwać w najmniej oczekiwanym momencie. mam wrażenie, że toy story wcale nie jest wymyślone. że niektóre zabawki cały swój zabawkowy żywot czają się na odpowiedni moment.

kiedyś skradająca się cichcem po ciemku do toalety mama małego wówczas chłopca, kiedy zrobiła siku, usłyszała gromkie "ho, ho, ho". tak się święty mikołaj ucieszył.

kiedy zaś wujek, również w toalecie, oddawał się czynnościom następującym po siku, i to nie pojedynczo, bo coś się temu wuju z żołądkiem stało, wówczas szczeniaczek uczniaczek skwitował głosikiem cienkim jak wujek tego dnia: "fajnie się bawisz!".

trzecie wspomnienie nie ma nic wspólnego z zabawkami. ale idealnie się wpasowuje. mieszkanie w bloku. dokładnie w wieżowcu. a jeszcze dokładniej toaleta w mieszkaniu. ale nie, że stylowy mebel, tylko normalny kibel. a wiadomo, jak tam się dźwięk niesie. po subtelnym "plusk!" do sedesu, dało się słyszeć "baza wirusów została zaktualizowana".

no. to idę przestawiać meble.
a potem "nie śpię, bo trzymam kredens".

18 komentarzy:

  1. Z bazą wirusów mam dokładnie to samo. Niekoniecznie najpierw następuje plusk, subtelny mniej lub bardziej, ale ZAWSZE, po prostu ZAWSZE baza wirusów aktualizuje się ciemną nocą, gdy wszyscy normalni ludzie już śpią. Zawsze. Bez wyjątku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham grające zabawki, wszelkiej maści,koloru, dźwięku i struktury. Choć nie raz padlam ofiarą ich niespotykanej wręcz umiejętności znajdowania się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Raz mało.nie padlam zawał gdy około północy gdy domownicy juz smacznie spali z plastikowego pudła mojego syna odskoczylo wieko i coś ryknelo " mam Cię łakomczuchu".

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za kompatybilność :).

    W szerokim tego słowa znaczeniu. Również takim, że nam się temat zbiegł: dziś przystąpiłam do wystawiania zabawek moich dzieci na sprzedaż i wytaszczyłam siatę zapomnianych koszmargrajów ku wielkiemu entuzjazmowi Dwójki.

    To już nie pierwsza taka akcja pozbywania się plastiku z chaty. Wystawianie koszmar, sprzedaż jakoś idzie, potem pakowanie koszmar. Przecież te tałatajstwa mają najbardziej fantazyjne kształty! Weź z tym coś zrób, człowieku! Mąż dokonuje cudów. Ale jednego nie przewidział. Piłki grającej z paczki. Taka miękka piłka, co się dotknęła czegoś, to wyła.

    Zastanawiałam się, czy na poczcie panie z okienka mnie się nie czepią, że stworzenie gadające im upycham bez powietrza. Udało się, piłka się obraziła.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakieś trzy lata temu, w trakcie budowy domu. Leżałam chora na wygnaniu w salonie, co by nie zarazić nikogo. I nagle z ciemnej czeluści odezwał się głos
    - Umiesz liczyć?
    W chorym widzie myślałam, że to jakaś zmora mnie dręczy. Jak mam poradzić sobie z dokończeniem budowy. A to tylko "garnuszek na klocuszek" wydał z siebie ten głos, bo biedaczynie odbiło, od ciągłego zrzucania i potrząsania:)
    A czy umiem liczyć?, tego nie jestem pewna do dziś:))

    OdpowiedzUsuń
  5. My mamy taką jedną rozkoszną zabawkę - różowego pudla (serio!). I on szczeka. To znaczy nie szczeka tak normalnie ale zgnieciony na dnie pudła z zabawkami to i owszem. Albo na dnie walizki w drodze do Włoch.... albo na dnie wielkiego wora z tysiącem gratów podczas przeprowadzki... Taki słodki piesek...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ostatnio w srodku nocy dostalam telefon od mamy, ze w kartonie z zabawkami w jej sypialni jest mysz!Dodam tylko,ze ona panicznie sie boi myszy wiec z sypialni uciekla zamykajac drzwi.Zorganizowalam akcje ratunkowa.Ta "mysz" to byla kolejka z serii "tomek i przyjaciele", ktora wlaczona przepychala inne zabawki :-P

    OdpowiedzUsuń
  7. Buahaha!:D Wielbię błyskotliwe pioseneczki fisher pirice'a. Mój mąż zwykle podśpiewuje swoją wersję "ciasto lep, ciasto piecz, weź się lecz". A zabawki lubią też stosować wymyślne tortury. Już nie mówię o nadepnięciu na klocek lego. Kiedyś po ciemku idąc do łazienki wkręciłam stopę w coś takiego: http://i.archiwumallegro.com.pl/2331539194/

    OdpowiedzUsuń
  8. melodyjki z zabawek spiewane przez cala rodzine to norma, do tego dolaczam jeszcze piosenki z programow z bajkami...baby tv po nocach mi sie sni :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakby mi tak mikołaj w nocy zaśpiewał to bym się jeszcze raz ze śmiechu posikała...

    OdpowiedzUsuń
  10. oo, tak, szczeniaczek uczniaczek to ma wyczucie czasu...
    ciemny i cichy (bo dziecię śpi) wieczór, salon (przynajmniej był nim do chwili zanim zalęgło się tam stado zabawek), kanapa, rodzice - zadowoleni z tego, że cicho, ciemno i kanapa - korzystają z nieczęsto nadarzającej się okazji na małe tête-à-tête.
    i nagle daje się słyszeć: "pan pająk się wspinał po rynnie raz i dwa ... "

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie tak kiedyś obudziło kdakanie kury... szukałam po całym domu tej kury, a ona w zabawkach właśnie siedziała i sobie spokojnie gdakała :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zabawki dla dużych mają podobnie. Mój lap potrafi zacząć grać w środku nocy będąc zamknięty :/ Zawsze wtedy mam zawał. Nie mam pojęcia o co mu chodzi!

    OdpowiedzUsuń
  13. Żona kuzyna szła w nocy do wc kiedy w ciemnym korytarzu usłyszała szczeniaczka: a kuku! Widzę Cię! Prawie na OIOMie wylądowała :)

    OdpowiedzUsuń
  14. hahaha:D to się uśmiałam na dobranoc :) u nas jeśli chodzi o zabawki grające to jest ok, jedynie kaczka która się zacina i brzmi wtedy jak kiepska techniawka, raz została wyniesiona na balkon i tam całą noc spędziła, bo już nie było rady :D

    OdpowiedzUsuń
  15. a propos "baza wirusów została zaktualizowana" to słyszałam, że jakieś dziecko powiedziało tak w kościele tuż po tym jak usłyszało dzwonki w baaaardzo uroczystym i cichym momencie:)

    OdpowiedzUsuń
  16. My mamy ośmiornicę z leap frog, z drugiej ręki i podejrzewam to stworzenie o to, że jakieś nawiedzone, bo zwykle odzywa się swoim y y yello yellow rred red dwie godziny po tym jak dziecko usnęło a my siedzimy na kanapie przed tv i nikt się nie rusza. Nie zapomnę też jak przy przeprowadzce z kraju do kraju (nas troje i walizek też tylko tyle) mąż targał na plecach torbę sportową, która nie była stworzona z funkcją plecaka (ał!), i w rytm jego kroków gumowa Sophie żyrafa skrzeczała iiia iia gdzieś w tej torbie. Tak zapakowana była torba małej, że nie było szans, żeby torbę otworzyć bez ryzyka, że się nie zamknie, a już napewno, żeby żyrafnej francy szukać. I tak popiskiwał mąż z Francji do Irlandii.

    OdpowiedzUsuń