środa, 19 listopada 2014

ulepimy dziś bałwana.

jakiś czas temu zaczęłam stosować powiedzenie, które bardzo mnie śmieszyło. zapytana co słychać, odpowiadałam miłym głosem "dziękuję, chujowo". wyjaśniało to całą zawiłość, a i jednocześnie prostotę mego losu, a także niezmiennie określało moją rzeczywistość. 

jest też taki dowcip, że jedzie facet tramwajem i myśli: pracy nie mam, żona brzydka, zła i słabo gotuje, dzieci wiecznie chore... a na to jego anioł stróż: dziwne życzenia, ale trudno, niech będzie.

nie chcę zaczynać każdego wpisu tym, że jest ciężko, smutno, jestem załamana, podłamana, nadłamana i tak dalej tym podobnie.

dlatego tak przymilkłam ostatnio. nie mam do zaoferowania nic, oprócz gorzkości. nawet jak lemoniada, to z chininą. tonik. tonic. to nic.

no bo cóż mam napisać? że wciąż w szpitalu? nieprawda. że wiem co dalej? nieprawda. że tryskam energią? nieprawda.

ale nie leżę też przygnieciona kamykiem, nie mam szans na zaszycie się pod kocem, nie obrosłam mchem z żadnej strony, nawet mentalnie.

przeciwnie. każdego dnia, pod każdym względem czuję się coraz lepiej i lepiej. zaklinam tak poniedziałki, wtorki, środy, świątki, piątki. jest dobrze. a będzie jeszcze lepiej. i niech to, albo coś lepszego stanie się z moim udziałem. dźwignę się, świecie, zobaczysz. dźwigam się cały czas, skoro jeszcze się nie przewróciłam.

ze szpitala wróciłam nie wiedząc nic. nie szkodzi, zaraz będę wiedzieć wszystko. że wszystko to nic. że natasza nic nie ma, że to wszystko. dziękuję. i nie do widzenia. żegnajcie dziewczyny, żebyśmy się nigdy nie widzieli, nie ma po co. tak właśnie myślę.

tymczasem będąc tam natasza obejrzała pierwszą długą bajkę w życiu. krainę lodu. obejrzała ją całe mnóstwo razy zgodnie z tym, że człowiek lubi to, co już zna. kraina lodu zagościła na stałe w naszym domu. śpiewana, cytowana i oglądana. pan wiecznej pamięci disnej z ekipą to sprytek, matka jedyna ryczy ze wzruszenia niezależnie ile razy widziała scenę, w której po cichutku odchodzą rodzice anny i elsy. 

na sali z nami byli ludzie z ukrainy. aż mi się oczy otwierały ze zdziwienia, jak tam jest. a to tak blisko. mogło przecież tak być u nas. tam się dziecku z nowotworem robi tylko biopsję, która powodować może przerzuty, w aptece można kupić dowolny lek bez recepty, a lekarze nie mają poszanowania, ani możliwości. umarło, to trudno. 

na wojnę idą chłopaki bez broni. nie dostają. jest firma, która ubezpiecza od śmierci na wojnie, pobiera kwotę od delikwenta, po czym wmawia rodzinie, że nie zginął na wojnie. uciekł, a oni chcą teraz wyłudzić pieniądze.

że putin mówi, że ukraina jest jego, że zna każdy krok wojska.

że wszyscy oficerowie są kupieni.

że przed świętami promocje są takie, że wszystko jest droższe dwa razy, a nie tańsze.

że pieluchy kosztują dwa razy tyle, co u nas.

odechciewa się narzekać na swój los. uśmiechnij się mimo wszystko, jesteś w polsce.

a tam? u-kraina lodu.


6 komentarzy:

  1. Czegokolwiek nie napiszę, to będzie zbyt banalnie. Myślę o Was bardzo często i trzymam mocno kciuki, za to żebyście dalej były takie dzielne!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie... Dobrze, że juz w domku. Czekam na spotkanie:-) Jak tylko będziesz miała ochotę:-)

    OdpowiedzUsuń