sobota, 14 lutego 2015

miało nie być o walentynkach, ale - w sumie - dlaczego?

potargana nataszka wycelowała granatową, niezbyt równo, za to całkowicie własnoręcznie wyciętą laurką, na której wczoraj tłustymi, co wyraźnie widać o tutaj, paluszkami najpierw narysowała, a potem wycięła i przykleiła wściekle czerwone serce, a na wszystkim napisała 'tata', więc tym wszystkim właśnie wycelowała rano w ojca jedynego, który stanął w drzwiach naszej szpitalnej izolatki ze śniadaniem dla córuni i wykrzyknęła: kocham cię, tato, wszystkiego najlepszego z okazji dnia zakochanych! tata odwzajemnił okrzyk, wycałował, zanadto nie gilgotał i niezbyt pofikali, bo dziecko było do kabla przypięte. i tak patrzyłam sobie na nich otrzymując jednocześnie sms od babci, że zoja kocha, tuli i mówi 'chodź, bo to nie ma co', i pomyślałam, że dlaczegóż ja walentynek nie lubię?

lubię. polubiłam. pokochałam.

to nic, że amerykańskie. niech sobie będą chińskie, ukraińskie, koreańskie. chociaż akurat nie wiem, czy koniecznie takie. to jest święto miłości. a miłość jest dobra. no i dobra.

swego czasu wymyśliłam, że to nie jest tak, że ja nie obchodzę walentynek, to one mnie nie obchodzą. a w tym roku sto procent mnie mówi, że to nieprawda. 

tylko, że dla mnie to nie jest dzień serduszkowych baloników, romantycznych kolacyj, seksownej bielizny i czerwonego wina pitego do smętów granych na instrumentach dętych ani drewnianych, ani blaszanych.

po raz pierwszy poczułam, że tak bardzo mam kogo kochać, że ktoś tak bardzo kocha mnie, i że ja w ogóle nie chcę się przed tym bronić.

że kiedy to starsze chude, blade ciałko się uśmiechnie, to mi przestają sprężyny od leżaka wchodzić w plecy, że jak to mniejsze ciałko zawoła 'mamiś kocham ciebie' do słuchawki, to zapominam, że tak dawno go nie widziałam, że zdążyło z ubrań wyrosnąć.

w szpitalu lukier się niczego nie trzyma, tak więc od niepolukrowanego ojca, w nieodprasowanym dresie i nieodświętnym zaroście usłyszałam najpiękniejsze życzenia świata: ty wiesz, że może ja bym ci nawet i kwiata kupił?

z tym, że ja nie chcę. mam ich. cały bukiet. a pachną wszyscy obłędnie.

chcę tylko być z nimi w domu.
i już.

12 komentarzy:

  1. i to właśnie jest wpis o sensie Walentynek. Mieć cały bukiet - jak masz Ty...:-)
    Powrotu do domu życzę. Radości z Was wszystkich tam, w domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszasz...życzę jak najszybszego powrotu Nataszki do zdrowia i powrotu do domu. Mnóstwo energii ślę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejne Walentynki będą pod krawatem i w długiej kiecce a przede wszystkim ze zdrową Nataszą ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie nie ważne skąd pochodzi święto, tu chodzi o miłość. Zdrówka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tez lubie i to te stadne, z dziecmi! Wczraj nas ojciec na picce zaprosili i kwiata dostalam z dyskontu :d
    Zdrowia!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. walentynki- walędrinki- to było przed dzieckiem, teraz jest jak u ciebie

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie walentynki, to ja rozumiem. Od kolacyj w seksownej bieliznie przy milosnych szlagierach tez mnie odpycha - choc jak kto lubi, to niech mu gra i buczy - ale ten mój wlasny "bukiet kwiatów" to moge codziennie tulic i sciskac, az sie caly pomietoli.
    Zycze z calych sil, zeby twoje kwiatki szybko byly znowu w komplecie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Chcesz wygrywac nagrody bez ceny minimalnej. Mi udalo sie wygrac PS 4 za 71,50 PLN.
    Kupilam kredytow tylko za 25 PLN. Przesylka do mnie dotarla prawie natychmiastowo, o to dowod.

    http://i62.tinypic.com/2kho5k.jpg

    Zapraszam serdecznie.

    http://sh.st/s9Phd

    OdpowiedzUsuń
  9. Oh Matko Ty Moja Jedyna, Ty Dziobie Niezdarty. Zycze wam szybkiego pakowania I rozkwitu przy swoich kwiatkach, na wsi gdzie ptaszki radosnie kiwola ..... w domku.

    OdpowiedzUsuń
  10. jeszcze troszkę i będziecie w domu, BOŻE jak ja WAM tego życzę. za całego mojego serducha, całuje Was i ślę dla całej rodziny mnóstwo miłości obojętnie czy tej walentynkowej czy nie, szczerej :*
    Aga z www.makeonewish.pl

    OdpowiedzUsuń