środa, 10 czerwca 2015

mafia cioteczek.

byłam kiedyś sławna. nie żeby gajos, ale też nie krzak, co to w cv sobie może wpisać, że grał w pianiście trupa sześćdziesiątego od lewej, tego twarzą do ziemi, co się przemazuje w pięćdziesiątej minucie na czternastym planie.

gdzieś pośrodku byłam. jestem. bywam. miałam kiedyś zespół. który był samorodkiem. złotą grudą w kupie błota. choć wtedy tego błota było o wiele mniej. byłyśmy zjawiskowe. zadziwiające. głośne. zabawne. nie brałyśmy jeńców. naszą dewizą było krótkie, acz pełne wyrazu: wyjść, zajebać i zejść. byłyśmy młode, pryszczate, pyskate, silne, pewne siebie i potrafiłyśmy się kłócić jak nikt na świecie. bardzo często byłyśmy pijane, rechotałyśmy razem, płakałyśmy razem, obgadywałyśmy się nawzajem za własnymi plecami. ale w większości byłyśmy nieświadome. i to była nasza największa siła.

postanowiłyśmy pozakładać rodziny. a w zasadzie nie miało to nic wspólnego z postanowieniami. mówiłam, nieświadome. rzeczy się działy. i były to cały czas dobre rzeczy. zespół nam się rozpadł. ale spotykamy się razem na wakacjach.

upływ czasu mierzą nam tylko urodziny naszych dzieci. bo nadal jesteśmy pyskate, nierzadko pryszczate, wieczorami pijane, rozrechotane i spłakane. jakby czas stał w miejscu. nadal nie musimy dokończyć zdania, żeby wiedzieć co dalej. nadal między nami jest taka nić, że śmiejemy się z żartów, które jeszcze nie padły. nadal jesteśmy tak blisko, że siedzimy sobie nawzajem w głowach i wyobraźniach.

spotykamy się o szóstej trzydzieści na śniadaniu, umordowane, ze śladami stóp naszych dzieci odbitymi na twarzach, gniazdach z włosów, już ze świeżym jedzeniem na koszulkach. o dziewiątej siedzimy nad wodą, pod wodą, w wodzie, o dwunastej mamy zdarte gardła od "zostaw", "nie wchodź", "puść go", "puść ją", "oddaj jej", "czy ty nie słyszysz", "jak tam zaraz pójdę", "albo razem, albo wcale" i "bo zaraz naprawdę".

patrzymy na siebie zmęczonymi oczami i rechoczemy. a potem płaczemy. a potem jedna drugiej przypilnuje dzieci. a potem to ty się zdrzemnij, ja z nimi posiedzę. a potem kto idzie z ciocią na kombajn? a potem znów za rok.

a za rok przypomnimy sobie co je matka: skórki i pestki z winogron i pieprz co jest naokoło wędliny. więc doprawdy nie wiadomo skąd ta dupa rośnie.

będę tęsknić, cioteczki.


ps to nie do końca ten skład, dlatego


9 komentarzy:

  1. Uwielbiam taką energię, uwielbiam! I zazdroszczę, bo wszystkie moje "przyjaźnie" się rozpadły.

    OdpowiedzUsuń
  2. wielkimi szczęściarami jesteście :)))) cudnie z wami musi być, i przebywać, i rozmawiać:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt, byłyście zjawiskowe - istny diament w najpodlejszego sortu rozmemłanej kaszance.
    Do dzisiaj serwuję sobie bezustanne ripleje aż do zatarcia kółek zębatych, aż tchu brak od kwiczenia w kułak.
    I myślę, że jesteście zjawiskowe nadal gdy tak z całą progeniturą rok w rok przy tym kombajnie nawożąc się winogronowymi pestkami i pieprzem, co naokoło.

    Oby za rok już tylko rechot.
    Bez smarków.

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham Was wszystkie razem i każdą z osobna, wiesz:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pokochałam Szum od pierwszego zobaczenia!

    Dobrze, ze Wronka jest! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. To takich cudnych jak Ty jest więcej? Fantastyczny gatunek!;-) Uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Znałam Wasze skecze i piosenki na pamięć... przy "Przytul mnie" uroniłam nie jedną łzę. Wspaniale wspominam Was, najbardziej kobiecy kabaret w dziejach..

    OdpowiedzUsuń
  8. Syn kolegi ma żółwia :D Super rasa, hihii "D

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyjaźń to największy dar....rodziny się nie wybiera ,ale przyjaciół tak :)Jestem długodystansowcem i moje przyjaźnie trwają do dziś dnia :)

    OdpowiedzUsuń