środa, 20 kwietnia 2016

dawno, dawno temu.

kiedyś mój mąż pracował w lokalu zwanym 'kotłownia'. łaziłam z nim do pracy i przesiadywałam całe wieczory i noce, by być blisko. patrzyłam, jak robi drinki, nalewa piwo, rozmawia z ludźmi, pisałam sobie skecze, monologi, piosenki i listy do niego. karteczki takie małe. wsuwałam mu do kieszeni miłosne wyznania, bo były to czasy, że wysłanie smsa kosztowało majątek. poza tym miłujemy się z mężem w sobie i w analogach i zawsze woleliśmy sobie zostawić karteczkę na stole, niż wysłać smsa. ale smsem też nie wzgardzimy.

wtedy, w 'kotłowni', traciłam wzrok, czas i zdrowie, zyskiwałam bliskość z chłopem, czas na przemyślenia i namiastkę kultury, albowiem zdarzały się tam koncerty.

tak to po raz pierwszy i, niestety - jak do tej pory - ostatni, byłam na koncercie michała bajora. 'kotłownia' była lokalem z gatunku zimno, surowa cegła, brak okien, ale scena była. ambicje również. na czas jakichś przedsięwzięć pretendujących do miana bardziej artystycznych, niż inne, zawieszano w tle sceny czarną kotarę zasłaniającą cegłę, imitującą kulisy, czyniącą klimat i wrażenie kameralności. innej, niż wówczas, gdy na scenie pląsały zgrabne półnagie studentki na dysce, gorące odwrotnie proporcjonalnie do cegły, jaka czerwieniła się w ich tle, podobnie zresztą jak chłopcy próbujący rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę półnagich studentek, a którym, zamiast toków, tańców godowych, nerwowego naprężania wątłej klaty i gardłowych okrzyków, trzeba było po prostu postawić piwo.

ale wróćmy do meritum. koncert michała bajora. bilety drogie, ja na krzywy ryj, publiczność wysublimowana i starsza oczywiście ode mnie, wszyscy oczarowani, jak ja, pan bajor po swojemu - klasunia. albowiem potrafi śpiewać, jest estradowcem, artystą i zna swą wartość. nie w takich miejscach występował i nie z takich stołówek robił kornegi hol. 

koncert dobiegł końca, pan bajor, ze znaną sobie estymą, unosił ręce w zwycięskim geście, kłaniał się z gracją i dumą, bo doprawdy zajebiście zaśpiewał. zza niego przebijał snop światła, jakoby sam janioł się objawił, ale to oświetleniowiec wisiał na rusztowaniu i "robił mu plecy" z narażeniem życia. wszystko wyglądało godnie, a ja cieszyłam się klaskaniem mając obrzękłe prawice. podobnie widownia.

bis! brawo! dało się słyszeć wcale nie pojedyncze pohukiwania. ale pan bajor jest wysokiej klasy artystą, zanim zagra bis, schodzi ze sceny. czeka, aż go porządnym aplauzem poproszą. i co następuje.

pan bajor w rzeczy samej, schodzi w kulisę, z której po dłuższej chwili wychodzi z tak samo uniesionymi rękami w geście ni to zwycięstwa, ni to glorii, taki ukłon w górę. kłania się, schodzi w kulisę, brawo! bis! wybrzmiewa głośniej, on znów z kulisy wychodzi, energicznie, kłania się gibko, żwawo, niezbyt nisko. wiadomo już, że jeszcze zaśpiewa. i on śpiewa, a ja rechoczę.

bo wiem, że pomiędzy czarną szmatą, zza której wyszedł pełen chwały do zasłużonego bisa, a ścianą z cegieł było dziesięć centymetrów i że on tam - stojąc nieruchomo - rył nochem, kiedy ludzie klaskali.

od tej pory, kiedy robię dobrą minę do złej gry, mówię, że jestem jak bajor w kotłowni. 


17 komentarzy:

  1. fantastyczny tekst Matko! Uśmiechałam się do siebie od początku do końca. I czułam się jakbym w tej kotłowni była razem z Tobą:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Twoje puenty ( tak to się pisze? )! Nigdy mnie nie zawodzisz swoimi tekstami :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda! Też bywałam w kotłowni, też pamietam kolosalne ceny piwka i martini - drobinka za 5 zyli, którą sączyło się niemiłosiernie dłuuuuugo, by godnie spędzić wieczór. na bajorze nie byłam, męża nie tam znalazłam, ale wspomnienia, wspomnienia ceglanych ścian i zimnego ąturażu wróciły!!! Dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że "pan Bajor" tu trafi. I przeczyta. I wspomni, przypomni. I uśmieje się z puenty nie mniej niż ja.
    Świetny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oo i mnie się udało kiedyś na koncert pana Bajora załapać, w gnieźnieńskim teatrze.. bilety spadły jakby z nieba, ktoś nie mógł iść, odstąpił.. i nawet mój Ślubny którego nudzą takie odchamiające rozrywki, wyszedł..ukulturniony;)
    Bajor w Kotłowni - doobreee!
    loonei.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. W Kotłowni w czasie zamawiania piwa, kumpel chcąc zrobić mi wstyd powiedział kelnerowi, że przecież ja niepełnoletnia jestem. Ten mocno zmieszany zażądał ode mnie pokazania dowodu:p Miałam go już kilka lat, ale zawsze wyglądałam poniżej swojego wieku.

    I jeszcze wspominam proszenie p. Mirka o autograf.

    I jeszcze występ Ani mru mru w pierwszym składzie - z kobietą. Nie było tłumu, niewielu ich znało... Prosząc ich o autografy zapytałam jak dużo ich rozdają, Marcin wyciągnął palec zaczął liczyć mój i koleżanki podpis "No jeden, dwa..."

    fajne czasy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Jak bajor w kotłowni" - usmiałam sie jak norka. To bedzie hit większy niż "taki mamy klimat" :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zwykle prześwietny tekst. Zaraz z rana zapodam przyjaciółce, z którą nie raz Bajora w pozycji niewatpliwej gwiazdy z rencami w górze, oklaskiwałyśmy☺😊😀

    OdpowiedzUsuń
  9. No i znowu szlag trafił mój komentarz błyskotliwy! Nie ogarniam tego komentowania w Google. W każdym razie tekst boski jak zawsze. Przypomniało mi się jak Bajora z rencami w górze nie raz oklaskiwałyśmy z przyjaciółką. Zaraz z rana zapodam jej Twój tekst to z pewnością napelni ją optymizmem na cały dzień ��

    OdpowiedzUsuń
  10. Pamiętam Kotłownię. Też tam chadzałam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ha! Byc moze ze i mnie Twój jescze-wtedy-nie-maz piwo nalewal :)))
    A Bajor pewnie wiedzial, ze czesc widowni wie, ze on tam ryje nochem - ale jako prawdziwy artysta postawil show na pierwszym miejscu! Ale wspomnienie jest cudne.

    OdpowiedzUsuń
  12. Glupio mi, ale nie rozumiem co znaczy "ryl nochem"?

    OdpowiedzUsuń
  13. matkojedyna pieknies to napisala pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń