środa, 14 grudnia 2016

cztery lata.

jadę na rozmowę w sprawie pracy, słucham żurawia. nie tędy, którędy podążać miałam, podążam autem już nie czarnym jak noc. szarym, jak pył na drodze, jak moja codzienność, wytartym, jak skóra pod nosem od smarkania przez łzy.

miły pan fejsbuk przypomina. widzę nataszkę sprzed czterech lat. zwykle nie zwracam uwagi na wspomnienia stamtąd, a teraz jestem stara i zwracam. co ja zwracam?

widzę moje ponadroczne dziecko w śniegu na podwórku przed naszym domem na wsi. co to ze mną robi?

pamiętam ten dzień. ubrałam ją kosmicznie, w taki kombinezon, co to nie przepuści dobrej zabawy bokiem. co to można tarzać się, robić orły, sokoły, bażanty. siebie ubrałam też w coś na kształt, nie musiałam wtedy stroić się, malować, odwiedzać internetu, ani sklepów z profesjonalną odzieżą. w zwyczajnie nieprofesjonalnych, zbyt krótkich, granatowych spodniach na szelkach, które notorycznie się przekręcają i tworzą niewygodną grudę pod kurtką, a jak się je poluzuje, to spadają, w takich właśnie spodniach, które jeszcze mieściły zojkę w moich trzewiach, poszłam na dwór z córeczką.

córeczka nigdy nie była żywiołowa. śnieg zawsze był zimny i mokry. niechętna zabawie, harcom, węszeniu w białej posypce niczym młody pies, poruszała się zachowawczo, całe swoje siedemdziesiąt cztery centymetry unosząc wysoko na obutych w najlepsze kozaczki stópeńkach. 

aż się zwyczajnie wywaliła. leżała zdziwiona w śniegowej pościeli wołając nieśmiało "mama".

śmiałam się. byłam szczęśliwa, beztroska, miałam jedno małe zdrowe dziecko, piękne i mądre.
miałam dom na wsi, śnieg po kostki, ciepłą herbatę w duchówce na piecu, rosół na obiad, marzenia, pracę, pieniądze, plany i świat pod nogami.

cztery lata później wypakowuję z kartonu ten sam kombinezon, bardzo dobry, ten na sprzedaż, który wreszcie znalazłam. i ten kolejny, z którego wyrosły obie moje córki. klęczę nad losem. zwieszam głowę w ukłonie, albo niemocy, nie wiem.

układam. swoje rzeczy w garderobie w nowym domu w mieście, a życie w głowie, w starej głowie, na szyi wyciągniętej wciąż w stronę "lepiej". wciąż nie sięgam.

płaczę.

tylko cztery lata. mam wszystko i nie mam nic.

nie mam nic z tamtej siebie.

29 komentarzy:

  1. Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany
    Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną
    Jeszcze zimowe śmiecie na ogniskach wiosny spłoną
    Jeszcze w zielone gramy, jeszcze wzrok nam się pali
    Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali
    My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie
    Jeszcze nie, długo nie
    ....

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego właśnie nie należy się zbyt często oglądać przez ramię na to co minęło. Tak jest widać człowiek skonstruowany, że ma oczy z przodu żeby patrzeć do przodu. Warto wierzyć,że tam z przodu czeka coś dobrego na drodze. Inaczej musielibyśmy oszaleć ze smutku. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdybym się nie oglądała za siebie, nie widziałabym ile drogi już przeszłam. skądokąd.

      Usuń
  3. Kochana, masz dużo...masz największy skarb w postaci dzieci. Jak sięgam pamięcią wstecz też widzę że nie ma już"tamtej ja"i już nie chcę jej. chcę takie życie jak mam teraz, trochę smutne trochę wesołe czasami pokręcone.Zamknęłam ją we wspomnieniach.Czasami płaczę, wtedy lżej mi na duszy.Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tylko pół roku żyłam szczęściem, że mam dwoje cudownych, zdrowych dzieci.
    I już 1,5 roku żyję z wyrokiem genetycznej i nieuleczalnej choroby u Synka...
    Czytam Twoje posty i zupełnie, jakbyś ubierała w słowa moje myśli.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Our heads are round so thought can change direction" ("Nasze głowy są okrągłe, żeby myśl mogła zmieniać kierunek") Allen Ginsberg
    :*

    OdpowiedzUsuń
  6. o Matkojedyna ...

    masz wszystko
    wszystko, co możesz teraz mieć :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale masz siebie z teraz! I siebie przyszłą! Hmm.. a jak to ci nie poprawia humoru to...jak o mówią: "ciesz się tym, bo młodsza nie będziesz" ;)

    Jednak doskonale rozumiem tęsknotę za sobą dawniejszą... ja chciałabym być sobą sprzed ponad szesciu lat..choć niekoniecznie chciałam przeżyć wszystko jeszcze raz z t5ych ostatnich lat... wybiórczo - tak!

    OdpowiedzUsuń
  8. Po raz pierwszy nie gruchnełam śmiechem po przeczytaniu Twojego postu. Rozumiem. I bardzo mocno przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znaczy nie wszystko przeczytałaś ;)

      Usuń
    2. nadrabiam matko jedyna ile sił. i fajne to nadrabianie. fajnie, ze się dajesz nam czytać :)

      Usuń
  9. Matko tak jakbyś wyjęła to z mojej głowy
    ... od miesiąca wiemy o nieuleczalnej chorobie naszego młodszego syna...

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko wyjęłelas te myśli z mojej głowy. My od 2 miesięcy mamy diagnozę nieuleczalnej choroby naszego mlodszego syna
    ..

    OdpowiedzUsuń
  11. kochana mateńko. popłacz sobie - wolno Ci.

    OdpowiedzUsuń
  12. Podpisuję się pod tym co wyżej napisała Marina! Masz wszystko.. Masz dzieci. My wczoraj dowiedzieliśmy się o chorobie małej, której nazwy nawet wymienić nie potrafię. Prawdopodobnie skończy się na operacji głowy. A miało być już wszystko za nami. Wszystkie demony z przeszłości odstawiliśmy do szafy, ale wróciły w większej ilości. Ale jestem gotowy. Gotowy na wszystko co przed nami! Obiecałem dziecku jak leżała na intensywnej terapi, że zawsze będę ją wspierał i będę przy niej zawsze! Słowa nigdy nie zmienię. Będę zawsze starał się zapewnić jej uśmiech. Choćbym musiał na obiad jeść liście, i popijać deszczówką, to jej nie zabraknie niczego! Przytulam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też masz dziecko. czy to znaczy, że masz wszystko?

      ja bym chciała dać dzieciom wszystko. najbardziej to, czego nie mam.

      Usuń
  13. Dlaczego? Dlaczego nie masz nic z tamtej siebie? Bo ja czasem też mam poczucie, że kilka lat temu byłam szczęśliwsza, ciekawsza... Jak i kiedy to się dzieje że coś się w nas tak zmienia, gaśnie..?

    OdpowiedzUsuń
  14. Matkojedyna, jak to robisz, że nie można przeczytać spokojnie, bez emocji? Albo łza się ciśnie albo rechoczę jak głupia do sera. A dzisiaj miałam jedno i drugie bo przeczytałam kilka postów. I za to Ci dziękuję. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja wczoraj pomyślałam, że 4 lata temu byliśmy w finansowej dupieciemnej i ogólnie nie mieliśmy nic oprócz nowonarodzonej, ślicznej córeczki- pamiętam tamtą wigilię ze śledzia i ziemniaków w wynajętych 20 m2 - najbiedniejsza i najszczęśliwsza w życiu. Teraz metraż większy, portfel zasobniejszy, córka z zapaleniem węzłów chłonnych czy inną mononukleozą, czasu dla siebie nawzajem brak, żarcia pewnie będzie w bród ale gdzie podziała się nasza miłość:(

    OdpowiedzUsuń
  16. Zaglądam tu rzadko, więc mam dystans wynikający z niewiedzy niuansu i nieznajomości detali, które kryją się za Twoimi myślami przelanymi na papier. Z takiej po części odległej i uogólnionej perspektywy widzę oczami wyobraźni bardzo twardą, zahartowaną przez przeciwności losu osobę. Jest dla mnie jasne, że na początku swojej drogi byłaś daleko bardziej wobec tych przeciwności bezradna. Teraz świetnie sobie radzisz, co widać, czytać i czuć. Blogowy wentyl pomaga przetrawić to co złe nie tylko Tobie ale wiernej rzeszy czytelników. Przepraszam, że tak na "Ty", pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  17. Rok.
    I to samo... Jedno małe, zdrowe dziecko... Szczęśliwa, beztroska...

    Od miesiąca mam drugie. Od miesiąca leżę na kanapie. Płaczę. Diagnozy zmiazdzyly mi serce. Upośledzenie umysłowe lub genetyka - lepszy rozwój, ale pewny rak.
    Mam Synka, Córeczkę, wspaniałego Męża. I nie mam, k... nic.

    Przytulam i przytul mnie Matko Jedyna.


    OdpowiedzUsuń