poniedziałek, 23 czerwca 2014

karuzela z madonnami.

biorąc pod uwagę moje poalkoholowe ekscesy, nie jestem pewna czy powinnam zacząć od: ja to potrafię się upić, czy przeciwnie: ja to nie potrafię się upić. przychodzi na każdej imprezie czas, kiedy zaczyna się "a pamiętasz, jak...", "albo to...", "to jeszcze nic, mój kumpel z lubania...". niestety, albo stety właśnie, nie potrafię się do końca określić, nader często biorę udział w dalszych ciągach tych opowieści, choć nie powiem, znam lepszych. no tu akurat nic nie poradzę. nieustannie woła mnie przygoda zawadiackim 'ahoj', a ja jej odpowiadam 'ahoj', choć czasem powinnam czymś podobnym w brzmieniu, a odmiennym w znaczeniu.

zdarzyło się kilka razy. kilkanaście. kilkadziesiąt. kilkaset. nie wiem, jestem humanistką, nie liczyłam.

opowieści są prawie zawsze miękkie, może poza tą, kiedy mnie dyscyplinarnie usuwano ze szkoły i internatu, kiedy pełniłam zaszczytne funkcje zastępców przewodniczących obu instytucji. nie byłoby tak źle, gdyby nie oskarżono mnie o palenie amfetaminy, co usłyszawszy prychnęłam dyrekcji w twarz, albowiem było to wierutną bzdurą. nie paliłam. 

przyłapano mnie na piciu wina w parku w dzień wagarowicza i oto, co. wielkie mi mecyje. wszak rok już minął od poprzedniego usunięcia, kiedy pijana wjechałam taksówką do internatu. nie ma się czym chwalić. usunięto mnie w końcu, ale ja zawsze będę powtarzać, że się uwzięli, w końcu w katyniu na początku też inteligencję zlikwidowano. myślących ludzi się usuwa. a o czym myślałam pijąc wino w biały dzień będąc nieletnią szczeniarą, tego niestety nie pomnę. honor mi kazał nie uciekać. no i przyjęte płyny.

potem na studiach byłam. to już się nie doliczę.

ale wówczas zdarzyła mi się wesoła taka anegdotka, co to ją dzieciom opowiem, jak je będą usuwali ze szkoły czy internatu. obudziłam się z poczuciem nienajlepszym. i w głowie, i w sercu, i na żołądku. jakoś tak niemrawo mi było. i tłustego mnie się zachciało. pomyślałam, że po tłustym żołądek ruszy, o głowie mogłam zapomnieć. to znaczy nie do końca właśnie mogłam zapomnieć, niemniej spisana była na straty, jeśli idzie o pomyślunek, budowanie zdań złożonych oraz panowanie nad odruchami typu wciąganie wiszącej śliny. ponieważ poranek spędziłam na czułych uściskach z klozetem, byłam, mówiąc krótko, śmierdząca. ale i głodna. oraz zdesperowana. założyłam na piżamę dres, na szyję szalik, na głowę czapkę, bo o myciu włosów nie było mowy, okulary przeciwsłoneczne na ryj i poszłam. i kiedy skończyłam składać zamówienie wysypując z mokrej piąstki ostatnie pieniądze usłyszałam: 'ojej, można prosić o autograf?'. 

do tej pory nie wiem czy ten chłopak mnie nie pomylił z madonną.

3 komentarze:

  1. Chyba na pamięć nauczę się adresu tego postu i będę recytować, gdy mi jeszcze kiedyś ktoś wieczór panieński wypomni. Ta kołdra widocznie musiała być naprawdę bardzo ciężka skoro myślałam, że mi ręce sparaliżowało.

    OdpowiedzUsuń
  2. To Ty łobuziara z natury jesteś Matko Jedyna. A nie wyglądasz, nie wyglądasz:-P Choć od początku taką bliskość poczułam. Cóż swój do swojego ciągnie:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja nie wiem co w tych klozetach jest, ale jego dotyk bywa zbawienny! jeszcze to pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń