poniedziałek, 3 lipca 2017

ach, to ty.

piąta czterdzieści pięć. krótki krzyk zoi. wstaję niespokojna zobaczyć co się dzieje. nic. sen. ja nie mogę zasnąć. przewracam się. myślę. rzucam w swojej głowie. turlam. próbuję dospać, jestem matką, mam wieczny niedobór snu, którego nie da się zalać kawą, jerbą, guaraną, spidem z puszki. śpij - proszę siebie jak swoje córki - śpij jeszcze trochę.

budzę się trochę później, kiedy ojciec jedyny szepcze w ucho zoi "wszystkiego najlepszego kochana" i już wiem wszystko.

o piątej czterdzieści pięć cztery lata temu zoją szarpnęło w moim brzuchu. miałam zagrożoną ciążę, skróconą szyjkę macicy, założony pessar i plan, że urodzę natychmiast po zdjęciu krążka. termin na koniec czerwca, pessar zdjęty w maju, urodziłam jedenaście dni po terminie. jedenaście najdłuższych dni spędzonych w szpitalu. trzy razy wywoływano mi poród. chodziłam na spacery, po schodach, tam i z powrotem, w górę i w dół. po trzeciej próbie powiedziałam: nie. niech urodzi się wtedy, kiedy ona będzie gotowa, nie ja. to jej przejście, nie moje. moja cierpliwość, a raczej jej brak, jest niczym w porównaniu z tym, z czym mierzyć się będzie wkrótce ten człowiek.

bolało. bardzo bolało. skurcze miałam rzadko, ale bardzo bolesne. z nataszą krążyłam po podłodze na czworakach jak dzikie zwierzę. mościłam posłanie jak suka, deptałam trawę, jak sarna, nie dotknęłam łóżka przez siedemnaście godzin porodu. teraz położyłam się na łóżku, nie dałam rady cała. głowa zwisała mi z boku, nie mogłam otworzyć oczu. położna ocierała mi ślinę kapiącą z kącika ust, nie pozwoliłam przełożyć swojej głowy na miejsce. nie było wtedy dla niej miejsca. pomiędzy skurczami tak bardzo chciało mi się spać. śpij, mówiła renia, położna, mój kompetentny anioł. śpij jeszcze.

bez słowa to przykrywała mnie szpitalną kołdrą, to odkrywała, wycierała twarz, odgarniała włosy. wybudzałam się i szeptałam niemal bezgłośnie "reniu, pomóż". "jeszcze troszkę, madziulka. jeszcze, jeszcze. ja ci powiem kiedy". zoja traciła tętno w szczycie skurczu. ja traciłam świadomość po skurczu i zasypiałam. po kilku takich cyklach renia powiedziała "już wiem. ona jest owinięta pępowiną. jak masz skurcz, to ją ściska, a potem taka długa przerwa jest, żeby ona się zregenerowała. urodzimy ją, ja ci powiem kiedy. na razie czekamy. jesteście bezpieczne".

urodziłam zoję w środę. wtorek był dniem podawania chemii nataszy. poprzedniego dnia ojciec jedyny z nataszą jechali autem do warszawy i z powrotem na wlew. tysiąc kilometrów w aucie z dwulatką po chemioterapii. chciałam, żeby się wyspali. nagle odeszły mi wody i zoja zaczęła swoją podróż do nas. "o rany, madziulka, dzwoń po bartka, bo nie zdąży!". zapakował nataszę w piżamce do auta, przekazał śpiącą swojej mamie na ulicy i ruszył do nas.

"już nie mogę, ratunku, reniu" ledwie mówiłam. "ratunku. pomóż". płakałam i odpływałam. siódma rano. albo ósma. nie wiem. wiem tylko, że boli tak, że nie mogę nawet krzyknąć. nie mogę ruszyć niczym. zoja się rodzi, bartka nie ma, mnie już chyba też. cała znikam, zamieniam się w ból. nie mogę już płakać. nie wiem co robić. myślę "tnijcie, bo ja umrę", ale nie mówię tego. nagle wszystko ucicha. "madziulka, ona czeka na tatę" mówi z niedowierzaniem renia. ja rzucam cichutkie "zoja, nie rób mi tego, chodź". dziesięć minut ciszy. świat stoi. czas stoi. ja wiszę. wchodzi bartek. dostaję nadludzkiej siły, renia przesadza mnie na krzesełko. dwadzieścia minut, jedno "nie dam rady - dasz kurwa" i cztery bóle parte później tulimy zoję.

otwieram oczy szeroko, szeroko. po spaniu nie ma śladu. ona patrzy na mnie, jeszcze nie widzi. ale do tej miłości nie są nam potrzebne spojrzenia.

dzień później przyjeżdża natasza. spogląda na siostrę i niczym nie zdziwiona mówi: "ach, to ty".

zostajemy z tym już na zawsze.

wszystkiego najlepszego, córeczko. kocham cię bardzo i mam nadzieję, że kiedy spotkasz miłość swojego życia, kiedy zobaczy jaka jesteś dobra, radosna, pełna życia, piękna, mądra i silna, powie: "ach, to ty".  


27 komentarzy:

  1. O jej...popłakałam się. Piękne. Wszystkiego co najlepsze Zoja

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego najlepszego Zojeczko!!

    Ja za miesiąc zobaczę swoją Zojkę z brzucha, łzy ciekną ciurkiem ...

    OdpowiedzUsuń
  3. No weź się Babo znowu ryczę

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla obu dziewczynek pięknego długiego życia i mnóstwo zdrowia

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam od dawna...pisze pierwszy raz... Cudnie.. Moja Ewa tez pare dni temu cztery lata skończyła - po terminie przyszła, 10 dni - to, żeby miec zawsze własne zdanie juz Jej zostało 😊 no i dobrze - życzę nam wszystkim z okazji urodzin Zoji, żeby nasze córki były pewnymi siebie, asertywnymi i szczęśliwymi kobietami.. Ach to Ty 😊 piękne !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko Jedyna uwielbiam Cię czytać, połknęłam wszystkie wpisy na macierzyńskim i ciągle mi mało. Sama coś tam skrobię do szuflady ale talentem zapewne nie dorastam Ci do pięt.Najpiękniejsze życzenia dla córci 😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem 7 dni po terminie. Czytam i kurwa wiem że jestem na ten ból gotowa. Pierwsze dziecko. Niespodziewane. Bardzo upragnione. Wszystkiego najlepszego dla Zoi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzymam kciuki. zapomnisz cały ten ból, obiecuję.

      Usuń
  8. Płaczę do zupy. Najlepszego Zojeczko. Ile jest w nas kobietach sily- niesamowite!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. pięknie napisane....jak zawsze wzruszasz!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zojka, rozwijaj wszystkie swoje talenty! Siły i zdrowia urodzinowa Dziewczynko!
    Matko Jedyna, Ty wyciskaczu wzruszeń!
    ps. Moja B. postanowiła pojawić się po tej stronie brzucha dokładnie w dniu terminu, do tego w dniu wyjątkowym - w Dniu Matki, spełniając moje największe marzenie. Marzenie o niej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mysle ze ten wpis powinien sie pojawic w kazdym tym pieknym kolorowym poradniku co pkazuja ciaze i porod jako cos najpiekniejszego i niby najprostszego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo pięknie! Najlepsze życzenia!

    OdpowiedzUsuń
  13. Wszystkiego Naj.Zdrówka i radości dla córki😃 ps.splakalam się okrutnie😉

    OdpowiedzUsuń
  14. ..... Pięć lat temu tego dnia z oczami pełymi łez czekałam na drugą cesarkę. Pierwszy poród (12 lat wcześniej) po 16 godzinach walki na łzy, ból i krzyk zakończył się cesarką (i chwała Bogu, i wszystkim, którzy zadecydowali by ratować moje dziecko i mnie). Pięc lat temu wcale nie było mi łatwiej. Cesarka w pełnym znieczuleniu, bo inaczej nie można było. I przez te 5 lat każdego dnia Jędruś przypomina mi, jakie piękne szczęście mnie w życiu spotkało. # lipca to cudny dzień ;-) Najlepszego dla Zoi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. A pomoc i wsparcie, które nam towarzyszą - bezcenne...

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękne. Wszystkiego najpiękniejszego, Zoju :-).

    OdpowiedzUsuń
  17. Placze.Wzruszajacy pelen emocji i milosci opis.Zdrowia i wszystkiego co dobre dla Corci

    OdpowiedzUsuń