od kilku dni drepcę wokół komputera. pisać? nie pisać? epatować sobą? chłostać strachem? jednak tak. kiedyś, kiedy wieczory spędzało się w "jaskini sztuki", kiedy rozmowy o egzystencji kończyły się pijackim bełkotem, panowała zasada, że dzisiaj jest dopóty, dopóki się nie położę spać. niestraszne nam były zegarki, kace, niedopicia, ani tym bardziej refleksje, konkluzje i wnioski. były sobie wówczas takie "dzisiaj", że do dzisiaj nie wiem, jakie były.
a u mnie nastąpiło "wczoraj". mam nieustanne wczoraj. wczoraj miałam wczoraj, przedwczoraj miałam wczoraj, dzisiaj mam wczoraj i jutro pewnie też będę miała wczoraj. a przynajmniej do pewnej godziny. do godziny zero, godziny jeden, albo godziny minus jeden, w zależności od tego czy krew mojej starszej córki jest a. stabilna, b. lepsza, c. gorsza niż ostatnio. państwa dziecko ma za mało leukocytów i hemoglobiny, za mało żelaza. jeśli za tydzień nic się nie poprawi, to w następnym tygodniu przetaczamy. dziękuję, do widzenia. och, to nic takiego, taka krew wystarcza na trzy miesiące, to jest chemia, proszę państwa, ona niszczy krwinki. następny proszę.
ta chemia nie tylko niszczy krwinki mojej córki. niszczy mi włosy, paznokcie, kości, mięśnie, skórę, serce. serce najbardziej. mózg. wyjada mi. rozlewa się w moim wnętrzu.
godzina dwudziesta pierwsza, co wtorek, dziecko wysiada z samochodu. blade, sinookie, słabe, zmęczone, uśmiechnięte. mama! właśnie spędziło szesnaście godzin w podróży, w szpitalu, w samolocie, w taksówce, na fotelu, w zabiegowym, na badaniach, na czekaniu na swoją kolej, na pobieraniu krwi, na wtłaczaniu leku jednego, drugiego w kabel, który jej sterczy z serca, z głównej żyły. biegło do taksówki, biegło do samolotu. spało spocone tam, gdzie padło. na rękach taty, pod kroplówką, chwilę w taksówce, chwilę w samolocie. albo nie spało wcale. zjadło, albo nie zjadło. zależy czy był czas. jeśli nie zjadło, to zjada śmieci. rano kaszę i kanapkę, potem ciastka. owoce z tuby. baton od stewardessy.
boję się jutra. boję się tej cholernej choroby. znowu infekcja, znowu katar, znowu gardło, znowu, znowu, znowu. dziecko bez odporności jesienią. jak miło.
wyszłyśmy na dwór. nie mam siły okiełznać ich dwóch i wyjść codziennie na dwór. albo jedna śpi, albo druga. albo jedna je, albo druga. albo jedna płacze, albo druga. albo jedna ma katar, albo druga. ale czasem się udaje. czasem nadchodzi jakieś wczoraj, kiedy się udaje.
i wtedy spotykam sąsiadkę. wyjechała na dłużej. nie wie. jest diagnoza? jest. i co? mówię. wyzdrowieje?
milknę.
nie, kurwa, umrze. dudni mi w głowie, w gardle, bulgoce mi w żyłach.
jeśli umrze, to ja z nią.
ale tak się nie stanie.
znowu płaczę?
och, to tak, jak wczoraj.
Płaczę razem z Tobą.....
OdpowiedzUsuńuśmiecham się.
UsuńAle co się stało??? Jaka chemia??
OdpowiedzUsuńnatasza choruje. wychodzi z choroby. tego się trzymam...
UsuńAle może ma po prostu słabszy organizm, częściej coś łapie i przez to ma gorszą krew? Nasza też ciągle coś łapie, a jest w tym samym wieku...
UsuńTak czy siak od dzisiaj cały czas mocno trzymam kciuki!!!
nie, to wynik chemii, którą przyjmuje. dzięki za kciuki.
UsuńNo to trzymam jeszcze mocniej. Nie będę mogła pracować, ale walić to! :)
UsuńBędzie dobrze. Trochę siedzę w temacie i wiem, że olbrzymia większość takich chorób jest uleczalna. Te tragiczne przypadki, o których słyszymy, to mały procent. Więc uszy do góry! :)
Marznę, kiedy o tym czytam. Kostnieję. Ale bardzo chcę dogrzać. Dla Was się uśmiechaj, no. I wierz. Ja wierzę.
OdpowiedzUsuńja wierzę, bardzo wierzę. "i czasem, tylko czasem tak płakać mi się chce".
UsuńNa pewno "wychodzi z choroby"? Czy tylko nas pocieszasz? Kurcze, jaka jestem zła na świat, w którym dzieci muszą chodzić z rurkami w sercach...
OdpowiedzUsuńnie mam powodu, by pocieszać kogokolwiek. mocno wierzę w swoje dziecko, profesorów, którzy wreszcie ją zdiagnozowali i medycynę. od tego czasu wychodzi. tak afirmuję.
UsuńWyzdrowieje. Wyzdrowieje, wyzdrowieje, wyzdrowieje. I już.
OdpowiedzUsuńwlasnie tak.
Usuńprzetrwać przeczekać przetrzymać, myślę o Was
OdpowiedzUsuńczapi :*
Usuńbędzie dobrze, musi być! ma mała silną matkęjedyną to wyzdrowieje, trzymam wszystkie kciuki moje i nie moje, żeby było ok! pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńdziękuję.
Usuń... abyście byli zdrowi!
OdpowiedzUsuń...abyśmy, K.
UsuńNo matko jedyna! Ależ NIE BĘDZIE inaczej - będzie zdrowiuśka, uśmiechnięta, z zaróżowionymi polikami i z ogromnym rogalem na buzi. Ty też będziesz zamiast ryczeć, śmiać się, albo ryczeć ze szczęścia. Albo śmiać się i ryczeć!
OdpowiedzUsuńMatko jedyna, bardzo proszę, cycki do góry!
cycki mam w górze, nochem pikuję...
UsuńNo pewnie, że wyzdrowieje! Miłość leczy. I tego nie da się przedawkować. Inaczej przestanę wierzyć w ten świat. Ale nie będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki wraz z innymi. I myślę o Was. Nie dajcie się dziadostwu!
dziękujemy. wszyscy.
UsuńPrzytulam wirtualnie.
OdpowiedzUsuńMasz wsparcie? Z kim pogadać, wypłakać, pośmiać się? Porozmawiać o czymś niezwiązanym?
mam, mam, mam! dziękuję. z tym śmiechem ostatnio różnie, ale w końcu i ze śmiechu się wszyscy obsmarkamy. prawda...?
UsuńBapsi wie że będzie dobrze! Musi! :*
OdpowiedzUsuńi tego się trzymam!
UsuńWitaj, jestem mamą rocznych bliźniaków. Oglądając Twoje filmiki w serwisie edziecko tak wyłam ze śmiechu, że niestety je pobudziłam, trudno, zdarza się ;-) I tak się ucieszyłam, że znalazłam bloga.. myślę, zaraz Ci podziękuję, pogratuluję talentu i w ogóle, a tu trafiam na tak przykrą wiadomość... nawet nie próbuję sobie wyobrażać jak bardzo boli choroba dziecka. Trzymam kciuki za powrót Twojej córki do zdrowia. I życzę dużo siły.
OdpowiedzUsuńa zostań u mnie, "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie" :) pozdrawiam też!
UsuńSiłę masz, a jeśli ją na chwilę zgubisz, przypomnij sobie własne słowa :
OdpowiedzUsuń".....to jej powiem spierdalaj bydlaku, bo ci do dupy nakopię...."
pzdr Gosia
no tak!!! dziękuję. jak mogłam zapomnieć?
UsuńDroga Matkojedyna,
OdpowiedzUsuńW jakim miescie / wsi mieszkasz, tudziez w okolicy jakiego nieco wiekszego miasta mieszkasz?
Pozdrawiam przeserdecznie,
Gosia
Pytam, poniewaz temat zdrowia Twojej corki mnie poruszyl i chcialam Ci napisac o czyms co u nas bardzo pomoglo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Gosia
Zdrowia dla Nataszy, a dla Ciebie dużo sił!
OdpowiedzUsuńI znów płaczę, nie ze śmiechu jednak tym razem...
OdpowiedzUsuńWiem, jak to jest...
I cóż można powiedzieć, nic, można tylko przytulić...