piątek, 20 września 2013

okej.

bardzo się bałam momentu przyjścia na świat mojej drugiej córki. a to ze względu na fakt, że bardzo kochałam pierwszą i nie wiedziałam, jak to się stanie, że będę kochała drugą. bałam się, że zabiorę miłość przynależną pierwszej. że tak, jak całego czasu nie poświęcę już starszej, tak i wiaderko miłości mojej rozlać będę musiała po równo pomiędzy dwie panny. bulszit, jak mawiają amerykanie. nic oczywiście nie pękło jak bańka mydlana z momentem przyjścia na świat młodszej, nic, oprócz mojego samopoczucia i poczucia czy dam radę. ba, powiem rzecz okrutną, baby blues zabrał mi miłość do starszej na chwilę też. obie chciałam oddać, w takim stanie byłam, do okna życia, a potem popełnić samobójstwo. nie żartuję. baby blues jest przerażający, kto nie przeżył, nie zrozumie. dziś patrzę na mniejszą i nie wiem, jak mogłam tak myśleć, ale wiem, że to nie byłam ja. dziś tulę, wącham, obcałowuję.
dziś wiem, że miłości nie mam w wiaderku. ja ją owszem, w wiaderku przechowuję, ale wiaderko mam za małe i się wylewa. okropnie dużo się wylewa. głównie na dzieci. na męża. nie wylewa się natomiast na głupotę i bezmyślność. dzieci są oblane, mokre od miłości, kapie z nich, co oddają z nawiązką. mnie, ojcu jedynemu, ale - co mnie niezwykle cieszy - także sobie. może młodsza jeszcze nie do końca świadomie, ale starsza już całkiem. przybiega, przytula, odbiega do swoich arcyważnych zajęć. krzyczy z drugiego pokoju, że kocha, wiesza się z całusami na niemowlaku. ja trochę się boję całusów z rozbiegu, ale bardziej się rozczulam. oczywiście wiem, że przyjdzie dzień, że się chwycą za kudły, ale to też z emocji.
a teraz zdejmę trochę lukru, żeby się nie porzygać. ryczę codziennie. ze zmęczenia, z niemocy, z bólu pleców, z głodu, z braku cierpliwości. starsza wisi tylko na mnie, młodsza jak również. karmię małą, a duża na mnie włazi. delikatnie odsuwam, zwracam uwagę, nie działa. zwłaszcza, że dziś usłyszałam: mama, czemu ty mnie ciągle przeganiasz? nie chcę słyszeć takich rzeczy. nie chcę, by tak myślała. więc jakoś tłumaczę, więcej staram się znieść, więcej toleruję.
jak mantrę powtarzam w głowie: jeszcze trochę i będą samodzielne, bezobsługowe. myślę, jak to będzie, jak będą miały naście lat. jak upieczemy razem muffiny, jak pomogą mi wreszcie poodkurzać, jak mnie wreszcie poproszą, żebym je zawiozła na dyskę. doczekam się i tego. wtedy coś innego będzie mną targać, rzecz jasna. ale o tym później.
dziś zaciskam zęby i prę. dzień za dniem mija, ja się wgapiam w zegarek myśląc, że nienakręcony. że te sekundy nie lecą, że kiedy wreszcie mąż wróci z pracy. 
popłakiwanie, towarzyszy mi nieustanne popłakiwanie. kiedy biegnę do łóżeczka i się nachylam, wita mnie najpiękniejszy bezzębny uśmiech na świecie. wybaczam, tulę, próbuję żyć czekając na kolejne popłakiwanie. 
mama chodź, mama maluj, mama daj, mama nie dawaj, mama czytaj, mama odłóż zojkę, chcę, nie chcę. i tak w kółko. a potem dostaję buziaki w całą twarz. mamusiu, ale ty jesteś cieplutka i malutka. i znów z uśmiechem idę, maluję, daję, nie daję, czytam, odkładam, znów biorę, bo płacze.
dziś starsza wzięła zaciśniętą piąstkę młodszej, wyprostowała jej kciuk, zakrzyknęła: "okej!" i pobiegła dalej. ja zostałam z uśmiechniętym człowiekiem - dziąsło. jakie to proste.
wyprostować kciuk, okej, uśmiechnąć się i być.



a na deser mój dialog z nataszą:
- mamo, czemu jesteś zmartwiona?
- bo zojka ryczy.
- a czemu nie śpi?
- właśnie nie wiem. może ty wiesz czemu nie śpi?
- bo jest za głośno. bo ryczy.

12 komentarzy:

  1. jak to mówi ulubiony bohater mojego syna "Myśli ponure..palec w górę" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio oglądałam program, w którym zastanawiano się jak to jest, że wszystkie Wikłacze wiją takie same gniazda. To instynkt i lata ewolucji. Ludzie też tak mają. Rok temu miałam te same myśli, obawy. Jak pokochać drugie, skoro się całą siebie oddało już pierwszemu? Jednakowość tych myśli trochę przeraża, wzrusza i pociesza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a mnie uspokaja. że to jest książkowe i że nie jestem nienormalna (?) :)

      Usuń
  3. ja dzisiaj na zakupach poszłam z Młodą do kibelka, Młoda w jednej kabinie, ja w drugiej, lałam i myślałam "oł jes! to już ten etap!!! :-)))" to szybciej przyjdzie niż myslisz (a potem będzie tęskno za bezzębnym uśmiechem i zapachem naoliwkowanych włosków) - pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach! oddzielne toalety! marzenie... choć raz się załatwić w samotności... ;)

      Usuń
  4. Przeczytałam, przeżyłam od nowa wiele dawno odłożonych w przeszłość chwil. I na koniec jeszcze poruszył mnie żart (o ile dowcip może wywołać wzruszenie). A tak w ogóle to muszę przeczytać Twój cały blog. Pozdrawiam, jesteś super.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo do mnie trafił ten wpis. Bo jakoś tak mi się porobiło, że czuję więź z każdą kobietą, która przeżyła to okrucieństwo jakim jest baby blues. Ja przeżyłam i najgorszemu wrogowi nigdy bym nie życzyła.
    Na razie jestem Matką tylko Syna Pierworodnego, choć mam nadzieję, że kiedyś będzie miał rodzeństwo. I też, gdy go obcałowuję, niucham sobie jego główkę i łaskoczę w piętkę to zastanawiam się jak to jest możliwe, że miałabym kogoś jeszcze pokochać równie mocno. Uspokoiłaś mnie bardzo. Inna sprawa, że jak zachowuje się tak jak np. dziś się zachowywał, czyli, że zastanawiasz się które zdjęcia będą pasować do aukcji na Allegro i czy rowerek dać gratis, to myślę, że może to drugie będzie grzeczniejsze ;-)

    A poza tym podoba mi się tu u Ciebie, w związku z tym zamierzam się rozgościć i zaglądać często, o!

    OdpowiedzUsuń
  6. Już niedługo urosną, będą miały jak moi chłopcy 6 i 8 lat i będą prawie całkiem bezproblemowe. I jeszcze prześpisz całą noc. Już niedługo, zobaczysz, jak to zleci :-)
    Czytam Twoje notatki i przypominam sobie siebie z tamtej epoki, gdy Piotruś miał 2 latka, a Michaś się urodził i jak strasznie nie mogłam tego ogarnąć, jak byłam na krawędzi histerii i samobójstwa, pamiętam, że zdawało mi się że już nigdy nie przestanę grzebać się w kupach i zupach i że na cholerę mi studia były, skoro nic tylko pieluchy zmieniam i tyłki podcieram i taka furia mnie straszliwa ogarniała. Było cholernie ciężko, sama całymi dniami na trzecim piętrze wbloku, każdy spacer jak wyprawa w Himalaje, jeszcze nie wyszliśmy, a już miałam dość,
    I przetrwałam, i wszyscy żyjemy, choć może kiedyś synkowie na kozetce będą opowiadac o trudnym dzieciństwie, kto wie.
    Trzymaj się w każdym razie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam bloga od początku i baaaardzo żałuję, że nie trafiłam tu kilka miesięcy temu, kiedy baby blues (jaka to niewinna nazwa) mnie rozwalał, rozrywał na kawałeczki...dobrze by było wtedy wiedzieć, że nie tylko ja cały czas popłakuję...nadal mi się zdarza, chociaż córa ma już całe osiem miesięcy...

    OdpowiedzUsuń