sobota, 15 marca 2014

zespół tourette'a.

mam przyjaciółki. o niektórych pisałam. nie jest ich wiele, ale, cytując bałtroczyka, są jak włosy: jak są ładne, to nie musi być ich, kurwa, dużo. no i takie są. cenię sobie przyjaźnie na zawsze. wiem, że nic nie jest na zawsze, ale ja akurat tak mam, że mam przyjaciółki na zawsze. zdarza się, że nie dzwonimy, nie piszemy, wyślemy sobie kartkę na święta, a potem nagle się widzimy, więcej, jedziemy razem na wakacje, okazuje się, że w międzyczasie przypadkiem (!) urodziłyśmy nowe dzieci, ale to nic, bo gadamy jak kiedyś, nie pijemy alkoholu, jak kiedyś, bo ktoś się kręgosłupem moralnym tych dzieci musi, do cholery, zająć, żeby nie wyrosły z nich takie fiu-bździu, jak my. to mają być porządni obywatele, co wiedzą na jakie studia chcą iść, co zrobią zawodowe, albo inne, kariery, a potem podziękują matkom za tę drogę i całując je w pięty, zabiorą na wakcje i przyniosą piwko z baru ol inkluziw. tak będzie, na pewno. 
tymczasem niedawno rozmawiamy sobie z przyjaciółką przez telefon, z powodu takiego, iż wysłałam jej mms (nie, to nie ten cukierek, co kłamie, że rozpuszcza się w ustach, a nie w dłoni), w którym moja młodsza córka zoja (8 miesięcy) leży na grającym piesku naparzając go całym swoim siedmioipółkilowym ciałkiem, żeby dźwięk wydobywał, identycznie jak jej młodszy synek jaś (wówczas ośmiomiesięczny) w zeszłe nasze wspólne wakacje z błyskotliwym komentarzem, że mam deja vu (nie, to nie ten szybki pociąg z francji). jak nie zrozumieliście ostatniego zdania, to mogę prościej. zoja leży na piesku. jak jasiek w zeszłe wakacje. cyk - fota. wyślij. proste, co? zbyt proste. no ale dalej.
mama jasia (i oliwki) dzwoni. rozmawiamy. rozmawiamy długo i szczęśliwie. obgadujemy swoje dzieci, swoje wspólne przyjaciółki, swoje życia, swoje prace, siebie. chichramy się, wzruszamy, przyjaźnimy. nasze dzieci biegają obok nas, chcą z nami rozmawiać nawzajem, chcą jeść, pić, siku, czytać, pisać, rysować, zakładać księżniczkowe sukienki, bawić się w chowanego, ganiać, żyć. ponieważ mama jasia  (i oliwki) jest doskonałą komentatorką rzeczywistości, mówi do mnie:
- a ty, widzę, też masz zespół tourette'a.
- co? - przeraziłam się.
- matki chorują na zespół tourette'a.
- co?! - nic nie czaję. moje doświadczenia medyczne są przerażające. poleciałam w kosmos i wróciłam. baby blues, depresja, wycieńczenie - to znam, ale jeszcze zespół tourette'a? jak??
- no gadasz z kimś niby normalnie i co chwilę pokrzykujesz: zejdź! nie skacz! puść to! zostaw! w środku zdania.
zdechłam. tak. mam zespół tourette'a. a nawet dwa. trzyletni i ośmiomiesięczny. tylko do moich pokrzykiwań: "chodź tu!", "puść to!", "zostaw!" regularnie dorzucam: "kocham!".

18 komentarzy:

  1. Ja na razie mam jeden, drugi w drodze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie wiem czy gratulować ;) ale, w sumie, dlaczego ktoś ma mieć łatwiej niż ja?

      Usuń
    2. Pozdrawiam - mam zespół tourette'a - nawet trzy :) trzyletni i 2x trzynastomiesięczny

      Usuń
  2. a ja dorzucam: kocham Cię! genialny wpis :)
    ostatnio zastanawiałam się czy podstawowych komunikatów nie nagrać na jakiś nośnik i w zależności od potrzeb włączać następująco: 'uważaj', 'nie jedz tego', 'wypluj to', 'spadniesz', 'mówiłam, że spadniesz' ;)
    pozostałe czułości wyrażę osobiście...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... To już przynajmniej wiem, jak jeden ze swych zespołów nazwać. Dzięki.

    Teraz - spiętrzyć go tylko do potęgi. I - o, to to to. Dziękuję, dziękuję. Za chwilę na niemyślenie o.

    OdpowiedzUsuń
  4. wow, to chyba wszystkie mamy tak mamy ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. bomba, nie jestem sama z moją przypadłościa... hehe colonialharbour.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam i ja ;) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Usmialam sie matko jedyna bo przypomnialam sobie dzisiejsza rozmowe z kolezanka ktora rowniez posiada potomstwo 4 miesiace mlodsze od mojego.Nasza rozmowa wygladala podobnie>podczas gdy ja cos mowilam slyszalam w sluchawce "zostaw,nie ruszaj.uwazaj,przewrocisz to,zamknij ta szafke"Gdy ja zostalam dopuszczona do glosu role sie odwrocily:)Do tej pory nie pamietam o czym tak w ogole rozmawialysmy....

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak owy zespół posiada chyba każda matka ... a jak nie to chętnie ją poznam ;) Gdy moje dziecię było mniejsze niż obecne lat 5,5 na dźwięk telefonu w pośpiechu , w amoku , na gwałt wynajdowałam mu jakieś zajęcie .Teraz już nie na gwałt ale też staram się na ten moment dłuższy czy mniej długi zorganizować mu czas jakimś zajęciem .

    OdpowiedzUsuń
  9. ja mam pod reka zawsze ze 2-3 stare telefony na dzwiek mojego lece tak ze malo nog nie połame zeby tyllo zdazyc wcisnac ktorys synkowi wtedy moge spokojnie porozmawiac

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaaaa to tak "to" się nazywa? A Ja myślałam, że mam po prostu podzielność uwagi, hehe

    OdpowiedzUsuń
  11. Haha :3 Kocham tu wracać ;] Świetne posty :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Wraz z rozwojem mojego 7-miesięczniaka, który - litości! - wstaje, rozwinęła się i u mnie ta "choroba" ;)

    OdpowiedzUsuń

  13. Hmmm w sumie to nie wiem co myslec. Niby wpis satyryczne, ale jednak kole w oczy matke z ZT. Tym prawdziwym, leczony ciezka altyleria lekow, ktore gowno daja poza zludna nadzieja i niewydolnoscia watroby.
    Szczerze nie zycze nikomu zycia z ZT, bo nie ma w tym nic smiesznego, tzn jest jak po 20 latach wypracuje sie postawe 'miej wyje**ne, a bedzie Ci dane', z tym ze czlek 'normalny' tego nie ogarnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja powiem tak. najbardziej śmieję się z tego, co boli. pomaga mi przetrwać. współczuję choroby, ale czytam, że masz dzieci. ekstra. sami zmagamy i smagamy się z czymś trudnym. to nie znaczy, że się z tego nie śmiejemy.
      zdrowia.

      Usuń